Historia Tadzia Jasińskiego przywoływana jest w wielu publikacjach dotyczących września 1939 roku, jako symbol cywilnej obrony Kresów przed inwazją sowiecką. Do tej pory postać bohaterskiego nastolatka była jednak na wpół legendarna. Teraz nie ma już wątpliwości, że chłopak istniał. Dzięki poszukiwaniom przeprowadzonym przez stowarzyszenie Grupa Wschód, bohater odzyskał twarz.
17 września 1939 roku, po przeszło dwóch tygodniach od niemieckiego najazdu na Polskę, wschodnie granice naszego kraju przekroczyła Armia Czerwona. Jako, że większość polskich sił zbrojnych była związana walką z Niemcami, do obrony – oprócz nielicznych jednostek tyłowych i zapasowych Wojska Polskiego oraz oddziałów Korpusu Ochrony Pogranicza – przystąpili także cywile. Najczęściej młodzież i harcerze.
Największy opór zbrojny ludności cywilnej miał miejsce w Grodnie. Oprócz niewielkiego garnizonu wojskowego, do walki zgłosiła się młodzież szkolna, studenci, harcerze, nauczyciele oraz mieszkańcy okolicznych wsi. Kopali rowy i barykady, przygotowywali też butelki z benzyną, które posłużyły później do niszczenia czołgów.
Czerwonoarmiści wykorzystywali cywilów w charakterze "żywych tarcz"
Podczas, toczonych od 20 do 22 września, walk obrońcy zadali Sowietom poważne straty obliczane na co najmniej 200 zabitych i rannych oraz ponad 20 zniszczonych czołgów i samochodów pancernych. Strat polskiej strony dokładnie nie znamy, niemniej wiadomo, że po zdobyciu miasta Sowieci zamordowali około 300 oficerów i cywilnych obrońców oraz "zwykłych" mieszkańców. Tragicznym epizodem walk o Grodno było wykorzystywanie przez czerwonoarmistów w charakterze "żywych tarcz" cywilów, w tym dzieci. Przywiązywano je do czołgów ruszających do ataku. Jednym z tych, którzy w ten sposób zginęli, był nastoletni Tadzio Jasiński.
Jego losy opisała, w wydanej w 1988 roku w Paryżu a potem w Polsce, książce "Jeśli zapomnę o nich…" Grażyna Lipińska, która była świadkiem tych dramatycznych wydarzeń i osobiście zdejmowała chłopca z sowieckiego czołgu.
"Wyskoczyli z czołgu, bili, chcieli zabić"
"Na łbie czołgu rozkrzyżowane dziecko, chłopczyk. Krew z jego ran płynie, strużkami po żelazie. Zaczynamy z Danką uwalniać rozkrzyżowanie, skrępowane gałganami ramiona chłopca. Nie zdaję sobie sprawy, co się wokół dzieje. A z czołgu wyskakuje czarny tankista, w dłoni trzyma brauning, za nim drugi – grozi nam. Z podniesioną po bolszewicku do góry pięścią, wykrzywioną w złości twarzą, ochrypłym głosem krzyczy, o coś oskarża nas i chłopczyka" - czytamy w książce.
Lipińska pisze też, że Tadzio rzucił butelką z benzyną w czołg, ale jej nie zapalił, bo nie umiał tego zrobić.
"Wyskoczyli z czołgu, bili, chcieli zabić, a potem skrępowali na froncie czołgu" – to kolejny opis tych dramatycznych wydarzeń.
"Niektórzy uważali wręcz, że nigdy nie istniał"
Chłopak skonał w polskim szpitalu wojskowym w objęciach matki - Zofii Jasińskiej. Jak pisała Grażyna Lipińska, nastolatek był wychowankiem zakładu dobroczynności, zaś jego matka pracowała jako służąca. Dziś imię Tadeusza Jasińskiego noszą ulice w kilku polskich miastach, w Grodnie powstał symboliczny grób, a sam bohater został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Świadectwo pozostawione przez Grażynę Lipińską było jednak nieraz podważane. Nazwisko Tadzia nie pojawiało się bowiem w innych relacjach obrońców Grodna.
- Pojawiły się nawet środowiska negujące jego bohaterstwo, śmierć oraz fakt popełnienia takiej - i podobnych - zbrodni wojennej przez Rosjan. Niektórzy uważali wręcz, że Tadeusz Jasiński nigdy nie istniał – mówi Andrzej Bieluczyk z Grupa Wschód.
Na początku 2021 roku nastąpił przełom w poszukiwaniach
Członkowie tego, zrzeszającego pasjonatów historii, stowarzyszenia już kilkanaście lat temu pozyskali informacje, że po bohaterze zachowały się jednak pamiątki. W tym jego portret. Zaintrygowało to zapaleńców do tego stopnia, że rozpoczęli żmudne poszukiwania. Przełom nastąpił na początku 2021 roku, kiedy to jeden z nowych członków stowarzyszenia powiązał własną opowieść rodzinną z historią Tadzia. Okazało się, że Zofia Jasińska była przed laty bliską przyjaciółką jego krewnych.
- Nowa nadzieja na przywrócenie wizerunku legendy zmobilizowała nas do ponownego zainteresowania się sprawą odnalezienia portretu – przyznaje nasz rozmówca.
W czasie długotrwałych prac udało się odnaleźć kilka przedmiotów należących do matki chłopca. Były wśród nich pocztówki i – wysyłane do niej – zdjęcia, Dowód Uczestnictwa w Misyjnym Związku Mszalnym z jej popisem oraz dwie jej fotografie.
Zofia Jasińska po wojnie przyjechała z Grodna do Białegostoku jako repatriantka
- Trzecia fotografia, wykonana w Grodnie na ulicy Orzeszkowej (datowana jest na jesień 1938 lub wiosnę 1939 roku – przyp. red.) przedstawia matkę z synem. Dzięki temu legenda orląt grodzieńskich odzyskała wizerunek. Na końcu odnaleźliśmy także portret Tadzia, od którego nasze poszukiwania się zaczęły – opowiada Andrzej Bieluczyk.
Okazało się też, że Zofia Jasińska po wojnie przyjechała z Grodna do Białegostoku jako repatriantka. Mieszkała skromnie w jednym pokoiku z aneksem kuchennym, na poddaszu nieistniejącej już kamienicy przy alei Piłsudskiego, która wówczas nosiła nazwę 1 Maja. Znalazła pracę jako kucharka i do emerytury pracowała w tym zawodzie.
- Zapamiętano ją jako miłą, cichą, spokojną i bardzo religijną kobietę. Pozostała osobą samotną. Do końca życia wspominała syna. Jego, odnaleziony właśnie, portret wisiał na honorowym miejscu, za szkłem była także chusteczka poplamioną jego krwią – tłumaczy nasz rozmówca.
Tadzio miał 15, a nie 13 lat
Udało się też zweryfikować nieścisłości, która wkradła się do relacji Grażyny Lipińskiej. Tadzio miał bowiem nie 13, a 15 lat.
Matka nie lubiła opowiadać o jego śmierci. Nawet zaufanym osobom mówiła zresztą, że zginął przywiązany do czołgu niemieckiego, a nie sowieckiego.
- Zdawała sobie sprawę, że w kraju rządzonym przez komunistów, prawda o rosyjskiej zbrodni może przynieść jej tylko kolejne cierpienia. Zofia Jasińska zmarła w 1982 roku i została pochowana na Cmentarzu Farnym w Białymstoku. Zakrwawioną chusteczkę, zgodnie z jej wolą, pani Barbara, ciotka członka naszego stowarzyszenia, włożyła do trumny. Pani Zofia chciała w ostatniej drodze mieć ją na sercu – mówi Andrzej Bieluczyk.
Fotografia Tadzia z mamą trafiła do muzeum
Członkowie stowarzyszenia odnaleźli grób Zofii Jasieńskiej. Okazało się, że znajduje się na nim pamiątkowa tablica informująca o Tadziu Jasińskim. Na razie nie ustalono, kto ją ufundował. Na pewno nie zrobiła tego rodzina zmarłej, która dokonała pochówku.
Członkowie stowarzyszenia deklarują, że będą pamiętali o grobie. Postanowili też przekazać w depozyt grodzieńskie zdjęcie Tadzia z mamą białostockiemu Muzeum Pamięci Sybiru. Czyli instytucji, która ma być uroczyście otwarte już 17 września tego roku, w 82. rocznicę sowieckiej agresji na Polskę.
"Po ponad 80 latach jesteśmy w stanie zobaczyć, jak ten chłopak wyglądał"
Dyrektor muzeum prof. Wojciech Śleszyński mówił podczas zwołanej z tej okazji konferencji prasowej, że nikt z pracowników nie miał wątpliwości, że takie znalezisko powinno znaleźć się na wystawie stałej.
- Myślę, że każdy z nas, kto choć trochę interesował się wydarzeniami z września 1939 roku związanymi z agresją wojsk sowieckich, musiał słyszeć o postaci Jasińskiego Tadeusza, który nierozerwalnie był związany z obroną Grodna. Po ponad 80 latach jesteśmy w stanie zobaczyć, jak ten chłopak wyglądał – stwierdził.
"Chcemy pokazać jak faktycznie wyglądała agresja sowiecka"
Zwrócił też uwagę na znaczenie tego odkrycia w kontekście obecnych relacjach polsko-białoruskich i faktu ogłoszenia przez prezydenta Łukaszenkę 17 września 1939 roku jako białoruskiego święta państwowego. - My, odwołując się do tej decyzji, chcemy pokazać jak faktycznie wyglądała agresja sowiecka przez pryzmat tych wydarzeń i tego naszego bohatera - powiedział Śleszyński.
Pozostałe pamiątki po Tadziu i jego mamie przechowywane są w - prowadzonym przez Grupę Wschód - Podlaskim Muzeum Militariów w Białymstoku. Stowarzyszenie udostępniło też reprodukcje wszystkich eksponatów w Internecie.
W materiałach IPN jest relacja kolegi Jasińskiego
Warto dodać, że ciekawych odkryć dokonał też kierownik działu naukowego Muzeum Pamięci Sybiru dr Marcin Zwolski, który podczas weryfikowania pozyskanych przez Grupę Wschód informacji, przejrzał akta IPN-owskiego śledztwa prowadzonego w sprawie zbrodni sowieckich popełnionych w Grodnie.
- Wśród wielu zeznań grodnian mówiących o anonimowych chłopcach, którzy zginęli podczas walk z sowieckimi czołgami, znalazło się zeznanie złożone w Szczecinie w 2002 roku przez byłego ucznia gimnazjum w Grodnie. Opisując obronę miasta zeznał on między innymi: "W czasie tych walk zostało zniszczonych kilkanaście czołgów sowieckich, których wraki widziałem na ulicach. Pamiętam, że na ulicy Orzeszkowej stał zniszczony jeden z czołgów, który zniszczył mój kolega Jasiński, imienia jego nie pamiętam. Był to mój kolega z ulicy. Miał 15 lat” – cytuje dr Zwolski.
Zeznania te potwierdzają, tak jak wynika to również z relacji jego matki, że Tadzio miał 15, a nie 13 lat. - Należy zaznaczyć, że zeznający miał pewność co do wieku kolegi, gdyż był jego równolatkiem – w 1939 roku również miał 15 lat. Grażyna Lipińska - choć osobiście znała chłopca - nie musiała dokładnie znać jego wieku, bądź też, pisząc wspomnienia po wielu latach, nie odtworzyła go dokładnie z pamięci. Natomiast jeśli chodzi o matkę chłopca, to trudno założyć, że pomyliła wiek jedynego syna lub umyślnie ten wiek zawyżyła – podkreśla kierownik.
"Apelujemy do każdego, kto ma informacje o zgłaszanie się do naszego muzeum"
W IPN-owskich dokumentach odkrył też zeznania świadka, który stwierdzili, że Tadzio umiał jednak odpalić butelkę z benzyną, bo rzucony przez niego "koktajl Mołotowa" zniszczył sowiecki czołg.
- Nie rozstrzygam, która z relacji jest prawdziwa, tak jak nie udało się nam jak na razie rozstrzygnąć wszystkich rozbieżności między informacjami zawartymi w książce Grażyny Lipińskiej, a relacjami do których dotarła Grupa Wschód, stąd też apelujemy do każdego, kto ma informacje o historii Tadzia Jasińskiego o to, aby zgłaszał się do naszego muzeum – prosi dr Zwolski.
"Jasiński nie ma jeszcze szkoły swego imienia"
Natomiast obecni na wspomnianej konferencji prasowej wiceprezydent Białegostoku Rafał Rudnicki i cytowany na wstępie Adam Bieluczyk z Grupy Wschód apelowali dyrekcji bezimiennych jeszcze szkół, aby zainteresowały się postacią bohaterskiego nastolatka.
– Jasiński ma już swoje ulice, place, ale nie ma jeszcze szkoły swego imienia – stwierdził Bieluczyk.
Korzystałem z materiałów prasowych Muzeum Pamięci Sybiru oraz stowarzyszenia Grupa Wschód
Źródło: tvn24.pl/PAP
Źródło zdjęcia głównego: Stowarzyszenie Grupa Wschód