Demokrata Barack Obama ponownie wygrał wybory prezydenckie w USA. Amerykanie zaufali mu mimo rosnącej krytyki jego administracji i szalejącego kryzysu, odrzucając republikanina Mitta Romneya. Choć sondaże do ostatniej chwili wskazywały na wynik bliski remisu, ostatecznie Obama otrzymał 332 głosy elektorskie, Romney - 206.
Kampania prezydencka w USA rozpoczęła się z chwilą, gdy republikańscy kandydaci w prawyborach złożyli broń, a oficjalną nominację dostał były gubernator Massachusetts Mitt Romney. Zdeklarowany mormon i bajecznie bogaty biznesmen w kampanii uderzył w ton światopoglądowy: określał się jako zdecydowany przeciwnik aborcji i praw gejów, a także podwyższania podatków dla najbogatszych, do których zresztą sam się zalicza. Obama, mimo nieudanych reform gospodarczych, krytykowanej ustawy o systemie opieki zdrowotnej i pogorszenia w stosunkach na linii prezydent - Kongres, miał w zanadrzu pokaźny atut - zabicie Osamy bin Ladena w maju 2011 roku. Dotrzymał też obietnicy wprowadzenia zakazu tortur i wycofania wojsk z Iraku, zapowiedział dalszą wojnę z terroryzmem, ale jednocześnie działania na rzecz zamknięcia bazy Guantanamo na Kubie. Dość niemrawa kampania toczyła się pod znakiem debat telewizyjnych (pierwszą zdecydowanie wygrał Romney, drugą Obama, w trzeciej był remis) i rodzinnych opowieści żon kandydatów - Michelle Obamy i Ann Romney. Ta druga, gospodyni domowa i matka pięciu synów, przez wielu nazwana została "tajną bronią" Romneya i pokazała, że może mierzyć się z przebojową Michelle. Natomiast wsparcie celebrytów i rekinów biznesu przeszło tym razem bez większego echa. Twitter i Sandy w służbie kampanii Wyborczy wyścig przyspieszył dopiero w ostatnich dniach kampanii za sprawą huraganu Sandy, który spustoszył wschodnie wybrzeże USA. Obama odwołał wiece i razem ze służbami śledził rozwój wydarzeń w centrum kryzysowym. Mimo obaw o niską frekwencję spowodowaną żywiołem, Amerykanie tłumnie ruszyli głosować. Tak tłumnie, że niektórzy, by oddać głos, stali w długich kolejkach. W ostatnich godzinach kampanii główną areną zmagań stał się Twitter. Temat wyborów był najbardziej dyskutowanym wydarzeniem politycznym w historii serwisu. Opublikowane po ogłoszeniu wyników zdjęcie Obamy przytulającego Michelle, opatrzone podpisem "Jeszcze cztery lata" zostało najczęściej cytowanym tweetem od początku istnienia serwisu. Nowy-stary prezydent ze łzami w oczach podziękował Amerykanom za zwycięstwo i przekonywał, że "najlepsze dopiero nadejdzie". Mitt Romney pogratulował rywalowi wygranej, życząc mu udanej kadencji. Światowi przywódcy zareagowali na wynik wyborów z zadowoleniem, podkreślając, że wygrana demokraty oznacza stabilizację obecnych stosunków z USA. Prezydent ma jednak przed sobą nie lada wyzwania: wydobycie z dołka gospodarki, zmniejszenia galopującego bezrobocia, powstrzymanie nuklearnych zapędów Iranu i przełamanie konfliktu w Syrii. Obama zostanie zaprzysiężony na prezydenta 20 stycznia 2013 roku.
Autor: jk//bgr / Źródło: tvn24.pl