Wolontariuszka broniła praw zwierząt, a sama głodziła swojego psa. Zapłaci grzywnę

- Sąd ukarał Paulinę W. tylko za dwa wykroczenia. Uznał, że pies był zagłodzony i zaniedbany. W jej działaniu nie dopatrzył się jednak zamiaru bezpośredniego. Uznał, że kobieta nie działała celowo - mówi Konrad Kuźmiński z wrocławskiego oddziału TOZ.

Kobieta musi zapłacić tysiąc złotych grzywny i tysiąc złotych nawiązki na rzecz Towarzystwa. Przedstawiciele organizacji przyznają, że sąd mówił o "działaniu karygodnym" i o tym że "pies to nie zabawka".

- To maksymalna kara za te dwa wykroczenia, ale nas nie satysfakcjonuje. Będziemy składać apelację i udowadniać, że doszło do znęcania się - mówi Kuźmiński.

Wszystko dlatego, że W. oskarżona była o umyślne znęcanie się nad psem. Do winy się nie przyznała.

Paulina W. brała udział w akcjach, które miały przypominać o okrutnym losie zwierząt. Na happeningach trzymała zdjęcia umęczonych czworonogów, protestowała przeciwko ubojowi rytualnemu, a by dobitniej pokazać ich cierpienie trzymała transparent "Jestem zwierzęciem, myślę, czuję. Chcę żyć". Dlatego, gdy kobieta zgłosiła chęć adopcji Dody, buldoga francuskiego wolontariusze z TOZ nie mieli wątpliwości, że to dla ich podopiecznej opiekun idealny.

Początkowo W. bezustannie chwaliła się Dodą. Na jednym z portali społecznościowych regularnie pojawiały się zdjęcia z psem w objęciach nowej właścicielki. Po kilku miesiącach oddała Dodę. - Mówiła, że już z nią nie wytrzymuje. Tłumaczyła, że pies jest nieznośny, bo "pierdzi, śmierdzi i jest pazerna na jedzenie, ostatnio zżarła mydło" - mówili oburzeni wolontariusze. Według W. pies był agresywny. Po wizycie u weterynarza okazało się, że Doda była skrajnie wyczerpana i odwodniona.

Autor: tam / Źródło: TVN24 Wrocław