Wrocławska arena jest gotowa na przyjęcie kibiców. Udało się nawet uruchomić iluminację stadionu. Nie wszystko zostało jednak dopięte na ostatni guzik. - Prestiżowa budowa, a pieniędzy nie ma. Pracowaliśmy po czternaście godzin dziennie i nikt nam za to nie zapłacił - skarżą się podwykonawcy.
- Można odważnie powiedzieć, że wrocławski stadion został sfinansowany przez hurtowników i firmy, które pracowały na budowie areny - denerwuje się Piotr Rybak, właściciel firmy ANP Rybak, która od kilkunastu miesięcy walczy o pieniądze za wykonane roboty.
Kilkadziesiąt firm, setki pracowników, którzy do Wrocławia przyjechali z odległych części Polski i długi liczone w kilkunastu milionach. Pod Stadionem Miejskim na Pilczycach znów trwają protesty.
- To jedyny sposób, żeby upomnieć się o swoje. Przychodzimy z transparentami, bo nikt nie chce z nami rozmawiać, ani zapłacić za pracę - tłumaczy Krzysztof Wieczorek z firmy Prod Rem.
Od sierpnia bez wypłat
Problemy firm, pracujących przy stadionie, zaczęły się już w zeszłym roku. Wtedy firma CES, podwykonawca robót, wstrzymał wypłaty.
- Przez sierpień, wrzesień, październik zeszłego roku nie dostawaliśmy pieniędzy. W listopadzie musieliśmy więc zejść ze stadionu i przerwać prace - mówi Wieczorek.
Chodziło o osiemnaście milionów złotych. Władze miasta obiecały wtedy, że pieniądze trafią na konta firm.
- Ale nie trafiły. CES został zastąpiony firmą Imtech, która wypłaciła jedynie część zaległości sześciu firmom z ponad czterdziestu - tłumaczy Rybak. - Zamiast oddać wszystkim pieniądze, znaleziono nowe firmy, które kończyły prace.
To nie koniec problemów. O protestach pod stadionem informowaliśmy wielokrotnie na antenie TVN24. Pracownicy protestowali, ale nikt nie regował. Spółka Wrocław 2012 odsyła do firmy Max Boegl, a ci z kolei - do urzędu miasta.
- Mimo, że jesteśmy głównym wykonawcą, to po problemach z płynnością pieniędzy na niższych szeblach nasz stosunek pracy z Imtechem został rozwiązany - tłumaczył Jan Warzyniak z Maxa Boegla.
Urząd miasta zapewniał, że w sprawie mediuje, bo to jedyny sposób żeby pomoc poszkodowanym. - Ale do wypłaty pieniędzy nikogo zmusić nie możemy - mówił Paweł Czuma z Urzędu Miasta.
"Gdzie są nasze pieniądze"
- Z transparentami wyszliśmy najpierw w grudniu, zanim przerwaliśmy prace przy instalacjach. Potem znowu przed Wielkanocą, kiedy z wypłatami zaczął zalegać Imtech - mówi Rybak. - Okazało się też, że firma nie płaciła hurtownikom za elektryczne elementy do iluminacji, więc zagrożone było również oświetlenie stadionu. Teraz wychodzimy przed stadion po raz kolejny. Do Euro zostało kilka dni, stadion jest gotowy, bo wykonaliśmy solidną robotę - ale nikt nam za nią nie zapłacił.
Autor: bieru