Policjanci zatrzymali złodzieja, który okradł jeden z wrocławskich butików. Wcześniej umorzyli śledztwo w tej sprawie, mimo że dostali nagranie ze sklepu, numery telefonów do świadka i podejrzanego. Byli bezradni, bo "nie ma banku twarzy". Teraz wreszcie się udało.
- Zatrzymany mężczyzna przyznał się do winy - mówi Paweł Petrykowski, rzecznik dolnośląskiej policji. - Prokurator zastosował wobec niego dozór policyjny.
Pomimo umorzenia śledztwa policjanci z pionu kryminalnego, dalej prowadzili czynności operacyjne.
- Cieszę się z finału tej sprawy. W końcu o to chodziło. Porzuciliśmy już jednak nadzieję, że coś można jeszcze zdziałać w tej sprawie, ale jak widać nie można się poddawać - komentuje Bartek Kapłoński, właściciel butiku.
Pół roku śledztwa bez efektów
Z butiku skradziono biżuterię i okulary o wartości 800zł. Właściciele dostarczyli policji nie tylko nagranie z monitoringu, ale też inne informacje niezbędne do zatrzymania złodzieja. Policjanci przez dwa miesiące od zawiadomienia nie sprawdzili nawet numeru telefonu złodzieja i nie obejrzeli monitoringu. Właściciele sklepu postanowili, więc udostępnić monitoring mediom i na własną rękę szukać sprawcy. Policja śledztwo umorzyła.
- Zastanawiam się, dlaczego policjanci prowadzący sprawę nie zdecydowali się na publikacje wizerunku? Może powinno się wysłać wniosek do prokuratury w tej sprawie - tłumaczył na antenie TVN24 Mariusz Sokołowski, rzecznik prasowy komendanta głównego policji stwierdził też, że sprawa "nie jest tak prosta, jak mogłaby się wydawać". - To dlatego, że nie ma czegoś takiego w Polsce, jak centralna baza twarzy - dodał.
Złodziej z dozorem
Na monitoringu widać jak parze robiącej zakupy towarzyszy mężczyzna. Po rozejrzeniu się po sklepie kradnie.
- Ustaliliśmy kim są wszystkie osoby z nagrania. To mieszkańcy powiatów strzelińskiego i ząbkowickiego. Monitoring był pomocny, jednak nie wszystkie informacje uzyskane od właścicieli pokrywały się z prawdą. Wszystko musieliśmy weryfikować, dlatego to trochę trwało - zaznacza Paweł Petrykowski.
31-latkowi grozi do 5 lat pozbawienia wolności.
- Teraz będę się starał odzyskać pieniądze, bo jestem przekonany, że towaru już nie odzyskam - mówi zadowolony właściciel butiku.
Autor: gdem/gp / Źródło: TVN 24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: Monitoring sklepu MOBO we Wrocławiu