Naukowcy Politechniki Wrocławskiej z zarzutami o plagiat. To nowy wątek w śledztwie dotyczącym wyłudzenia blisko 2 mln zł na uczelniane granty. Prokuratorzy z Legnicy (woj. dolnośląskie) zarzucają pięciu naukowcom plagiaty m.in. prac magisterskich, doktoranckich i projektu badawczego. Ostatnia, szósta osoba podejrzana o kopiowanie prac naukowych usłyszy zarzuty za kilka dni.
Śledczy z Legnicy prowadzą śledztwo ws. rozliczania projektów badawczych na Politechnice Wrocławskiej. O sprawie stało się głośno w 2013 roku.
Teraz prokuratura stawia zarzuty plagiatu pięciu podejrzanym o kopiowanie prac naukowców. - Przypisywali sobie autorstwo cudzych prac i przedstawiali je jako ich własne, tak wynika z opinii biegłego z zakresu patologii nauki - potwierdziła Liliana Łukasiewicz z legnickiej prokuratury okręgowej.
Pięciu oskarżonych, jeden podejrzany
W poniedziałek zarzuty w tej sprawie usłyszało trzech pracowników politechniki. Najstarszy z podejrzanych, kierownik jednego z uczelnianych zakładów, miał dokonać trzech plagiatów, m.in. przywłaszczenia części cudzego doktoratu. Tomasz K., zdaniem śledczych, dokonał dwóch plagiatów, a Maciej L. miał w listopadzie 2011 roku przywłaszczyć fragment pracy magisterskiej.
We wtorek prokurator prowadzący śledztwo postawił zarzuty kolejnym dwóm osobom. Jak dodaje, ostatni z podejrzanych zostanie oskarżony na początku lutego.
W poniedziałek zarzuty usłyszało trzech naukowców:
Nieprawidłowości na uczelni
Zarzuty o plagiat to tylko jeden wątek w śledztwie prowadzonym przez legnicką prokuraturę. Wcześniej oskarżeni, wraz z kilkoma innymi osobami, usłyszeli zarzuty oszustwa ws. siedmiu projektów. Mieli wyłudzić niemal 1,8 mln złotych. Jak działali? - Proceder polegał na pozyskiwaniu z uczelni oraz Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego środków na prace badawcze z zakresu informatyki, które w rzeczywistości w dużej mierze nie zostały wykonane - wyjaśnia Łukasiewicz.
Naukowcy, według prokuratorów, zawierali umowy na prace cząstkowe z doktorantami, studentami i przypadkowymi osobami. Najczęściej byli to członkowie rodzin i znajomi, którzy do pisania prac nie mieli żadnych kwalifikacji. - Choć wiedzieli, że prace nie zostały wykonane lub wykonano je nierzetelnie, rozliczali się z nimi za pieniądze, które otrzymywali od Politechniki Wrocławskiej i ministerstwa - dodaje Łukasiewicz.
Nie przyznają się do plagiatów
Żaden z mężczyzn nie przyznał się do winy. Podejrzanym za oszustwo dotyczące mienia znacznej wartości grozi do 10 lat więzienia. Z kolei Adamowi J., który w tamtym czasie był funkcjonariuszem publicznym, grozi do 15 lat więzienia.
Zobacz archiwalny materiał "Prosto z Polski" o nieprawidłowościach na wrocławskiej uczelni:
Autor: tam, mir / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Wrocław | M.Skrobotowicz