Pracują po kilkanaście lat w zawodzie, ale z taką sytuacją jeszcze się nie spotkali. Ekipa karetki pogotowia opowiedziała nam, jak została zaatakowana przez uczestników zlotu samochodów terenowych. Kilkanaście pijanych osób miało ich otoczyć, używać wulgaryzmów oraz przemocy. Uderzona została lekarka, kilka osób nawet wtargnęło do środka ambulansu. - Grozili, że nas załatwią - mówi jeden z ratowników.
Karetka została wezwana przez uczestników imprezy w Winowie pod Opolem do mężczyzny, który miał stracić przytomność. Po przyjeździe ekipa ambulansu - jak mówił nam w niedzielę dyrektor opolskiego pogotowia - została zaatakowana.
W poniedziałek rano usłyszeliśmy relację z pierwszej ręki. Pani Nadia, pan Maciej oraz pan Hubert - ratownicy, którzy wyjechali do interwencji - opowiedzieli reporterce TVN24, co wydarzyło się w niedzielę nad ranem na terenie zlotu.
Relacja załogi
Pierwsze, co podkreślają ratownicy, to rozbieżność między stanem mężczyzny, w jakim go zastali, a treścią zgłoszenia: mężczyzna potrzebujący pomocy był przytomny.
- Dostaliśmy informacje, że podobno jest on po udarze. Następne informacje były takie, że nastąpiło zatrzymanie krążenia. To się nie potwierdziło. Osoba była przytomna. Na pewno pod wpływem alkoholu. Po próbie zbadania tej osoby, zrobiła się ona agresywna, zaczęła się szarpanina - relacjonowała lekarka pani Nadia, przyznając, że została uderzona przez tego mężczyznę.
Potem robiło się tylko gorzej. Jak mówią ratownicy, dookoła nich zgromadziła się grupa (według relacji od kilkunastu do 20 osób), która domagała się pomocy dla swojego agresywnego kompana. Wszyscy pijani. Zrobiło się gorąco.
- Czuliśmy napór tych ludzi, było ich strasznie dużo. Wyglądali obłędnie, szał w oczach - opisywał pan Maciej, jeden z ratowników.
Zdezorientowana i wystraszona ekipa wycofywała się do karetki, gdzie chcieli przeczekać eskalację agresji wobec nich, i zabarykadować się w środku.
- Nie udało się. Dwie bądź trzy osoby wtargnęły do karetki przez tylne drzwi. Ubliżano nam, nawet padły słowa, że jesteśmy pod wpływem narkotyków i alkoholu. Domagano się interwencji, grożono nam, że nas załatwią - mówił drugi z ratowników, pan Hubert.
Wezwana została policja, ale do czasu jej przyjazdu, uczestnicy imprezy zadbali, aby ambulans nie mógł odjechać. Z przodu drogę zajechał mu samochód osobowy, z tyłu - terenówka.
- Próbowano nas wyciągnąć z tej karetki, filmowano nas. Grożono nam. To była bardzo dynamiczna sytuacja - dodaje pan Hubert.
Każdy z wyżej wymienionych medyków ma duże wieloletnie doświadczenie w zawodzie. Ale wszyscy zgodnie przyznają, że z taką sytuacją dotąd się nie spotkali.
Zawiadomienie do prokuratury
Na szczęście dla ratowników, na miejscu dość szybko pojawił się patrol policji. Jego widok trochę ostudził temperamenty uczestników zlotu. Już w asyście policjantów, lekarka jeszcze raz próbowała udzielić pomocy mężczyźnie, ale ten znów był wobec niej agresywny. Na tym zakończyły się "przygody" na terenie imprezy.
To jednak nie koniec jej następstw, ponieważ Ireneusz Sołek, dyrektor pogotowia ratunkowego w Opolu, już w niedzielę zapowiedział złożenie do prokuratury zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa.
- Chroni nas ustawa, jako funkcjonariuszy publicznych. Nie można sobie pozwalać na to, aby pracownicy byli bici, szturchani czy wyzywani. Za to grozi odpowiedni paragraf i ja zrobię wszystko, żeby prokuratura skierowała sprawę na drogę postępowania sądowego i żeby ta osoba usłyszała odpowiedni wyrok - mówi Sołek.
Jak mówił, tak zrobił. W poniedziałek po południu takie zawiadomienie zostało przez niego złożone.
Dyrektor pogotowia uważa też, że organizator nie poradził sobie z dobrym zabezpieczeniem imprezy, dlatego zasadnym byłoby rozważenie możliwości organizowania kolejnych edycji w przyszłości.
Organizator chce ukarania agresorów
Na tej samej imprezie w sobotę po południu doszło do innego zdarzenia, o którym informowaliśmy na naszym portalu. Osobowe renault clio potrąciło siedmioletniego chłopca. Za kierownicą samochodu siedziało inne dziecko - 10-letni chłopiec. Obok niego, na fotelu pasażera, jechał 33-letni ojciec. Był nietrzeźwy, miał w organizmie 0,5 promila alkoholu.
Siedmiolatek z niegroźnymi obrażeniami trafił do szpitala, skąd został już wypisany. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Nieodpowiedzialnemu ojcu w przyszłym tygodniu najprawdopodobniej postawione zostaną zarzuty.
Do obu incydentów odniósł się organizator imprezy. - Zlot organizowany jest dla zawodników, którzy przed rozpoczęciem imprezy podpisują deklarację, że nie będą prowadzić pod wpływem alkoholu ani środków odurzających. Do potrącenia 7-latka doszło na parkingu, nie zrobił tego żaden z naszych zawodników - mówi Krzysztof Łysoń ze Stowarzyszenia "10 Sudecka".
- Natomiast jeśli chodzi o incydent nocny - mnie już na miejscu nie było, nie wiem, kto dokonał ataku na karetkę. Jednak liczę, że policja i prokuratura ustalą dane personalne tych osób i doprowadzą do ich ukarania. Na każdej imprezie masowej zdarzają się incydenty, jednak nie jest to wystarczający powód, żeby zakazywać organizowania zlotów w przyszłości. Hellowisko to impreza z 15-letnią historią - zaznacza Łysoń.
Organizatorzy wydali też oświadczenie, które zamieścili na jednym z portali społecznościowych. Tłumaczą w nim, jak sytuacja wygląda z ich perspektywy. Pełna jego treść poniżej:
Autor: ib/gp / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: tvn24