Straciliśmy dom, cały dobytek - mówi w opublikowanym w czwartek wywiadzie Nick Bailey. Policjant, który w marcu zatruł się nowiczokiem po wezwaniu do domu Siergieja Skripala, udzielił telewizji BBC pierwszego wywiadu. W rozmowie opowiedział, jak tamten dzień całkowicie zmienił życie jego i jego rodziny.
Dzień, w którym doszło w Salisbury do ataku chemicznego na byłego rosyjskiego szpiega Siergieja Skripala, na zawsze zmienił życie 38-letniego Nicka Baileya. Brytyjski policjant, który pierwszy pojawił się na miejscu zdarzenia, nie tylko sam otarł się o śmierć, ale wraz z całą rodziną stracił wszystko, co miał.
Nieświadomy kontakt z nowiczokiem
W niedzielę 4 marca po przybyciu do domu Skripalów nieświadomie wszedł w kontakt z bojowym środkiem paralityczno-drgawkowym, który umieszczony został na klamce drzwi wejściowych. Funkcjonariusz miał przez cały czas na sobie grube rękawiczki i do dziś nie wie, w jaki sposób trucizna zetknęła się z jego skórą.
Po wypełnieniu obowiązków Bailey wrócił wieczorem do domu. Dopiero po kilku godzinach zaczął się źle czuć. - Moje źrenice były jak czubki szpilek, zrobiło mi się gorąco, zacząłem się pocić - opowiada w pierwszym od tamtej pory wywiadzie, udzielonym telewizji BBC. - Wtedy jeszcze myślałem, że to efekt przemęczenia i stresu - przyznaje.
Jednak do wtorku jego stan zdrowia pogorszył się do tego stopnia, że musiał zostać przewieziony do szpitala. - To było straszne, byłem zdezorientowany, nie wiedziałem, co się dzieje i to było naprawdę, naprawdę przerażające - mówi.
"To był lęk przed nieznanym"
Gdy tylko lekarzom i specjalistom od broni chemicznej udało się zidentyfikować truciznę, zorientowano się, że to jedna z najbardziej niebezpiecznych znanych substancji. Przekazali tę informację także Baileyowi.
- To był lęk przed nieznanym. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak niebezpieczna substancja jest w moim organizmie. Skamieniałem ze strachu, widząc, jak bardzo cierpią dwie inne osoby (Siergiej Skripal i jego córka - red.) - opowiada policjant.
Lekarze, jak przyznali później, bardzo poważnie zakładali, że zarówno będący celem ataku Siergiej Skripal i jego córka, jak i Nick Bailey, umrą. Sam policjant wspomina, że walka o jego życie była bolesna i stresująca. - Przez cały czas byłem świadomy - mówi. - Dostałem mnóstwo zastrzyków, jednocześnie miałem po pięć, sześć wkłuć w ramię. Po pewnym czasie poczułem drętwienie - wspomina.
Funkcjonariusz pamięta też, że jego pokoju pilnowała cały czas policja, a pielęgniarka, która przynosiła mu kanapki, była ubrana w chroniący całe ciało strój ochronny.
Bailey: straciliśmy wszystko
Zarówno Skripalów, jak i policjanta udało się po intensywnej terapii uratować. Ale, jak podkreśla Bailey, konsekwencje zatrucia nowiczokiem nie ograniczyły się do jego zdrowia fizycznego. - Myślę, że dzięki lekarzom fizycznie całkiem nieźle wracam do zdrowia - mówi 38-latek, który opuścił szpital po 2,5 tygodnia leczenia.
Ale urazy psychiczne to "inna para kaloszy", zaznacza.
- To jak psychiczne znęcanie się - mówi. - Przez to wszystko, co nam się stało, potrzeba więcej czasu, by sobie z tym poradzić - dodaje Bailey.
Gdy brytyjskie służby zorientowały się, z jak śmiercionośną substancją mają do czynienia, ze względów bezpieczeństwa jego żona i dwójka dzieci musieli opuścić dom. Cała czwórka do tej pory nie może do niego wrócić, ponieważ wciąż znajduje się w nim nowiczok.
- Nie tylko straciliśmy dom, straciliśmy cały dobytek. Straciliśmy wszystko, co miały dzieci, samochody, wszystko - przyznaje.
Jak ustalili brytyjscy śledczy, nowiczok pierwotnie znajdował się w buteleczce perfum, a jego ilość była prawdopodobnie wystarczająca, by zabić "tysiące" osób. - Jego ilość w buteleczce oraz sposób, w jaki został użyty w domu Skripalów (rozpylony na klamce - red.) były całkowicie lekkomyślne - podkreśla w rozmowie z BBC zajmujący się śledztwem detektyw Dean Haydon.
Atak na Skripalów
4 marca 66-letni Siergiej Skripal, były pułkownik rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU, w przeszłości skazany w Rosji za szpiegostwo na rzecz Wielkiej Brytanii, oraz towarzysząca mu 33-letnia córka Julia trafili do szpitala w stanie krytycznym, gdy stracili przytomność przed centrum handlowym w Salisbury. Po kilku tygodniach opuścili szpital.
O próbę zabicia Skripalów przy użyciu nowiczoka władze brytyjskie oskarżyły Rosję, co doprowadziło do głębokiego kryzysu w relacjach między Londynem i Moskwą. Wielka Brytania wydaliła grupę rosyjskich dyplomatów, a w ślad za nią uczyniło to w geście solidarności ponad 20 państw. Rosja odrzuca oskarżenia i utrzymuje, iż zamach na Skripalów był prowokacją służb brytyjskich.
W czwartek 22 listopada brytyjska policja zaprezentowała nowe materiały w prowadzonym śledztwie. Opublikowała nagranie z 4 marca, na których widać dwóch mężczyzn podejrzanych o przeprowadzenie ataku z użyciem nowiczoka. Widać na nich jak mężczyźni, zidentyfikowani jako agenci rosyjskich służb używający nazwisk Pietrow i Boszyrow, przemieszczają się po Salisbury.
Portal śledczy Bellingcat ujawnił później prawdziwą tożsamość obu mężczyzn. Według niego Pietrow w rzeczywistości nazywa się Aleksandr Miszkin, zaś Boszyrow to Anatolij Czepiga. Obydwaj mają być oficerami GRU wyróżnionymi tytułem Bohatera Federacji Rosyjskiej.
Autor: mm//kg / Źródło: BBC, Reuters, PAP