Najpierw był głośny "pomruk" z morskich otchłani. Potem zdecydowany atak. 520 lat temu Darłowo nawiedziła największa w historii miasta powódź. Do dziś w rocznicę kataklizmu mieszkańcy miasta biorą udział w nabożeństwie pokutnym.
16 września 1497 r. potężne fale wzburzonego Bałtyku sięgały od 3 do nawet 20 m wysokości. Morze było tak "rozwścieczone", że rozmyło darłowski port i spowodowało ogromne spustoszenie.
W rocznicę kataklizmu mieszkańcy Darłowa biorą udział w nabożeństwie pokutnym. Proszą, by oszczędzić ich miasto przed kolejną wielką falą.
Darłowo w objęciach wielkiej fali
"Ósmego dnia po Narodzinach Maryi, roku 1497, w piątek w południe, zerwał się sztorm z północnego-zachodu i trwał do późnego wieczora wywołując powódź".
Kronikarze rozpisywali się o wielkiej fali, która w XV w. zniszczyła Darłowo, Darłówek oraz Kołobrzeg. Z ówczesnych przekazów wiadomo, że całkowicie zniszczone zostały nabrzeża portowe w Darłówku, co doprowadziło do paraliżu handlu. Ucierpiały też domostwa, które rozmyła woda. Nie uchowała się zwierzyna. Niszczycielska fala naniosła też piasku do rzeczki Lutowej, która łączy Wieprzę z jeziorem Kopań.
Straty nie ominęły też sąsiednich miejscowości. W Żukowie Morskim utonęło kilka osób. Woda zalała okoliczne spichlerze i przewróciła wiatrak we wsi Krupy. Jak pisał zakonnik, runęło również przedbramie Bramy Wieprzańskiej.
To nie zwykły sztorm, to już tsunami
To, co nasi pradziadowie nazywali wielką falą, w rzeczywistości było katastrofalnym zalewem wód słonych, którego skutki są podobne do tsunami. Skąd przekonanie, że to nie zwykły sztorm?
- W trakcie typowego sztormu fale utraciłyby energię, uderzając już o brzeg. W tym przypadku mamy do czynienia z falą, która z wielkim impetem wdarła się wgłąb lądu i wniosła piasek z rozmytej wydmy nadmorskiej. Potwierdzają to nie tylko zapisy z kronik, ale też badania geologiczne - tłumaczył Andrzej Piotrowski z Państwowego Instytutu Geologicznego w Szczecinie, który znalazł osady piaszczyste naniesione wówczas daleko w głąb lądu przez morze.
Najwięcej śladów tsunami odkrył w okolicach oddzielonego od morza jedynie mierzeją jeziora Kopań. Morskie fale wdarły się blisko 1,5 km w głąb lądu.
- To wydarzenie sztormowe z 1497 r. wystąpiło na południowym brzegu Morza Bałtyckiego od Królewca po Lubekę. Najwięcej mówi się o Darłowie, bo byli tam mnisi z klasztoru kartuzów, którzy potrafili pisać i uwiecznili tą historię. Wydaje mi się, że ten ekstremalny zalew wód słonych mógł być największym w tej części morza – mówi dr Piotrowski.
Przyczyny opisywanego zjawiska nie są znane. Według jednej z hipotez mogły nią być silne trzęsienia ziemi w okolicach Skandynawii, które doprowadziły do gwałtownego osuwania się dna Bałtyku, czego efektem była eksplozja metanu uwięzionego w warstwach tworzących dno.
"W Kościele, pleban i burmistrz, ogarnięci wielkim strachem, ślubowali każdego roku w owym dniu, świętować po uroczystym nabożeństwie i ku chwale Boga, Najświętszej Maryi i wszystkich świętych, przejść z procesją wokół miasta, przy czym rada miała nieść ufundowaną piękną świecę woskową i rozdzielać jałmużnę".
Tę tradycję kultywowano bez przerwy do 1945 r. Potem, gdy jej zabroniono ówczesny proboszcz ks. Janusz Jędryszek w roku 1991 wznowił tradycję pokutnych nabożeństw. Co roku w okolicach 16 września mieszkańcy Darłowa biorą udział w pokutnym nabożeństwie, które upamiętnia te wydarzenia.
Zobacz także pradawny las, który odsłoniło morze:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/gp / Źródło: TVN24 Pomorze
Źródło zdjęcia głównego: Muzeum Zamek Książąt Pomorskich w Darłowie