Birmańscy żołnierze zabili 2 września dziesięciu zatrzymanych wcześniej muzułmanów Rohindża - podał w środę dowódca armii Birmy generał Min Aung Hlaing. Jak zaznacza AFP, to pierwszy raz, gdy wojsko przyznaje się do mordów w trwającym od sierpnia kryzysie humanitarnym.
"Niektórzy mieszkańcy wioski Inn Din w stanie Rakhine (Arakan) i członkowie sił bezpieczeństwa przyznali się do zabicia dziesięciu Rohindżów"" - napisano w oświadczeniu podsumowującym wojskowe śledztwo. "Do masakry doszło w wyniku nasilenia napięcia między Rohindżami a siłami bezpieczeństwa i mieszkańcami" - dodano. Według dochodzenia niektórzy przedstawiciele muzułmańskiej mniejszości mieli atakować "kijami i mieczami" służby bezpieczeństwa. Po aresztowaniu przez żołnierzy "wciąż byli agresywni i zniszczyli dwa pojazdy wojskowe". "Postanowiono zabić (zatrzymanych), gdyż stwierdzono, że nie ma warunków, by przetransportować ich na posterunek policji" - oświadczył Min Aung Hlaing. Zapewnił jednocześnie, że wobec "mieszkańców wioski, członków sił bezpieczeństwa oraz osób, które nie przekazały informacji o incydencie swoim przełożonym, zostaną wyciągnięte konsekwencje".
Przyznali się po raz pierwszy
Dochodzeniem kierował generał Aye Win. Wojskowy był również odpowiedzialny za śledztwo, którego wnioski przedstawiono w listopadzie i w którym stwierdzono, że w "poczynaniach armii nie dochodziło do żadnych okrucieństw" - przypomina Reuters.
Jak zaznacza AFP, środowe oświadczenie stanowi precedens, gdyż wcześniej birmańska armia podkreślała, iż siły bezpieczeństwa nie "dopuściły się żadnych nadużyć". Muzułmańscy uchodźcy przedstawiają jednak dramatyczne opisy masakr przeprowadzonych przez wojsko birmańskie. W stanie Rakhine od końca sierpnia 2017 roku birmańskie wojsko i policja prowadzą brutalną operację, z powodu której kilkaset tysięcy Rohindżów uciekło do Bangladeszu. ONZ nazwało ją klasycznym przykładem czystki etnicznej, siły zbrojne Birmy utrzymują jednak, że operacja wojskowa była konieczna ze względu na bezpieczeństwo narodowe. Chociaż wielu Rohindżów żyje w Birmie od pokoleń, nie mają obywatelstwa i przez stanowiących większość buddystów są uważani za nielegalnych imigrantów przybyłych z Bangladeszu. Żyją w ubóstwie, mają ograniczony dostęp do opieki zdrowotnej, rynku pracy i edukacji.
Autor: kg / Źródło: PAP