Tymoszenko wraca do szpitala


Julia Tymoszenko wznowiła w środę kurację szpitalną, którą przerwała dzień wcześniej w proteście, m.in. przeciwko zainstalowanym w jej sali kamerom. Odbywająca wyrok siedmiu lat więzienia była ukraińska premier twierdzi, że jest podglądana również podczas zabiegów, które przechodzi, ale służba więzienna temu zaprzecza.

Informację o wznowieniu leczenia szpitalnego przekazała służba więzienna. Jednocześnie przyznała, że w sali Tymoszenko rzeczywiście zainstalowana jest kamera, jednak nie jest prawdą, by była obserwowana również w pokojach zabiegowych.

- W innych pomieszczeniach, w tym również tam, gdzie prowadzone są zabiegi, kamery nie są zainstalowane - podaje komunikat.

Łamanie praw człowieka?

We wtorek niemiecki lekarz Lutz Harms, który nadzoruje leczenie Tymoszenko z przewlekłej choroby kręgosłupa, wyraził wątpliwość, czy jej dalsza kuracja ma sens, skoro odbywa się w warunkach stresujących jego pacjentkę.

Sama Tymoszenko oskarżyła władze o łamanie jej praw. Twierdzi, że wbrew jej woli służby więzienne udostępniły mediom harmonogram zabiegów, którym jest poddawana.

Jej córka, Jewhenija, zapowiedziała złożenie przez adwokatów skargi w tej sprawie do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Zdaniem Jewhenii, przekazując prasie takie informacje, ukraińskie władze naruszyły zasadę poszanowania prywatności.

Nie poddaje się

Tymoszenko, skazana za zawarcie w 2009 r. umów gazowych z Rosją, w kwietniu oskarżyła służby więzienne o pobicie, po czym ogłosiła głodówkę. Trwała ona 19 dni. Informacja ta wywołała oburzenie na Zachodzie, co zaowocowało m.in. apelami o bojkot ukraińskiej części organizowanych wraz z Polską piłkarskich mistrzostw Europy.

Poszkodowana oskarża prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza o chęć usunięcia jej ze sceny politycznej.

Jesienią na Ukrainie odbędą się wybory parlamentarne. Była premier jest przewodniczącą partii Batkiwszczyna (Ojczyzna), która jest głównym ugrupowaniem największego klubu opozycyjnego w ukraińskim parlamencie, Bloku Julii Tymoszenko.

Źródło: PAP