Unia Europejska ostrzegała Kijów, że skazanie liderki opozycji Julii Tymoszenko może zablokować umowę o wolnym handlu i stowarzyszeniową UE z Ukrainą. Nie pomogły oficjalne oświadczenia i zakulisowe naciski na prezydenta Wiktora Janukowycza, choćby podczas szczytu Partnerstwa Wschodniego w Warszawie. Była premier została skazana na 7 lat więzienia. W co gra Janukowycz? Stawką może być przyszłość Ukrainy.
Decyzja sądu spotkała się z ostrą krytyką Zachodu, w tym UE. Bruksela uznała, że system wymiaru sprawiedliwości jest stosowany na Ukrainie wybiórczo i politycznie. Janukowycz przyznał, że sprawa Tymoszenko jest przeszkodą w integracji jego kraju z UE. Zapewnia jednak, że planowana zmiana prawa umożliwi oczyszczenie byłej premier z zarzutów.
W co gra Janukowycz?
Powstaje jednak pytanie o szczerość tych deklaracji. Tego samego dnia bowiem Służba Bezpieczeństwa Ukrainy - kontrolowana przez prezydenta - ogłosiła, że wszczęła przeciwko Tymoszenko kolejną sprawę, tym razem dotyczącą działalności biznesowej sprzed blisko 20 lat. Wydaje się więc, że nawet oczyszczenie Tymoszenko z zarzutów, za które teraz została skazana, nie zakończy politycznych represji wobec niej.
Obecne władze Ukrainy grają być może na czas. Najważniejsze to dokończyć negocjacje z UE, a potem dokończyć rozprawę z liderką opozycji.
Janukowycz chce bowiem osiągnąć dwa cele, na pierwszy rzut oka wykluczające się. Zniszczyć głównego rywala - nawet jeśli nie wsadzając go do więzienia na kilka lat, to przynajmniej ograniczając poważnie jego aktywność polityczną (a wybory już za rok) - to po pierwsze. Drugi zaś cel to przywileje w ekonomicznej współpracy z UE. Na tym szczególnie zależy oligarchom, którzy są zarazem sponsorami rządzącej Partii Regionów.
Problem w tym, że nawet udane zakończenie negocjacji z Brukselą nie zamknie jeszcze tej sprawy. Żeby umowa weszła w życie, ratyfikować ją muszą wszyscy członkowie UE. A przeciwników zbliżenia z Ukrainą w Europie nie brakuje. Jak pokazał szczyt Partnerstwa Wschodniego, liderem tego obozu jest Francja. Sprawa Tymoszenko jest dla nich wymarzonym pretekstem. Nie ma się co oszukiwać, w krytyce Janukowycza często wcale nie obrona liderki opozycji i demokracji nad Dnieprem jest najważniejsza.
Do gry wchodzi Rosja
Na kryzys w relacjach Kijów-Bruksela z satysfakcją patrzy Moskwa. Rosja już od miesięcy namawia Ukrainę, po prośbie i po groźbie, żeby zamiast zbliżenia z UE, wybrała kierunek wschodni. Czyli współpracę ze Związkiem Celnym Rosji, Białorusi i Kazachstanu.
Jednak stosunki Janukowycza ze wschodnim sąsiadem, zaraz po wyborze na prezydenta bardzo dobre (m.in. przedłużenie obecności armii rosyjskiej na Krymie), ostatnio nieco się pogorszyły.
Sprawa Tymoszenko i negocjacji z UE zmusza jednak do postawienia pytania, na ile rząd ukraiński naprawdę stawia na zbliżenie z Zachodem, a w jakim stopniu wykorzystuje to tylko jako atut w rozmowach z Rosją.
Chodzi przede wszystkim o gaz. Jeszcze niedawno Kijów straszył Rosjan wpuszczeniem do swojego systemu gazociągów UE, żądał obniżenia cen gazu, zapowiadał redukcję zależności gospodarki od gazu z importu.
Teraz okazuje się jednak, że był to w dużej mierze blef. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że 24 września Janukowycz dogadał się z Putinem i Miedwiediewem. Rosja ma obniżyć cenę gazu (na czym bardzo zależy rządzącej Partii Regionów przed wyborami parlamentarnymi oraz biznesmenom z przemysłu ciężkiego w Donbasie), a w zamian Rosjanie przejęliby faktycznie kontrolę nad tranzytowymi gazociągami Ukrainy. System gazociągów to jeden z głównych atrybutów suwerenności Ukrainy.
Jeśli do tego Bruksela faktycznie wyciągnie wnioski ze sprawy Tymoszenko, nie pozostanie gołosłowna i zamrozi rokowania z Kijowem, to wówczas władzom Ukrainy może nie pozostać nic innego, jak w końcu ulec polityczno-gospodarczym zalotom Moskwy. A to na dziesiątki lat wykluczyłoby integrację Ukrainy z Unią Europejską.
Grzegorz Kuczyński
Źródło: tvn24.pl