Dokładnie stu amerykańskich komandosów, oficjalnie instruktorów wojskowych, wysłano właśnie do Afryki Środkowej. Mają jeden cel - pomóc władzom Ugandy w ujęciu lub zabiciu Josepha Kony, przywódcy Armii Bożego Oporu. Jego organizacja od 1987 roku zamordowała kilkadziesiąt tysięcy ludzi.
- To człowiek nawiedzony. Jego armia przypomina raczej sektę niż partyzantkę - komentuje znany dziennikarz i pisarz Wojciech Jagielski.
Prorokiem tej sekty jest oczywiście sam Joseph Kony. Chce w Ugandzie zbudować kraj oparty na dziesięciu przykazaniach. Rozmawia z duchami, rzuca czary, nie imają się go kule. - Między innymi dlatego, że sam nie walczy, jest przywódcą raczej duchowym - dodaje Jagielski.
To człowiek nawiedzony. Jego armia przypomina raczej sektę niż partyzantkę Wojciech Jagielski
Jego armia to przede wszystkim dzieci. Kilkulatkowie oderwani od rodzin, najczęściej porwani, i z czasem zmienieni w terrorystów. Część przechodzi wojenną inicjację jeszcze w dniu porwania. Szacuje się, że od 1987 roku Armia Bożego Naporu uprowadziła nawet 30 tysięcy dzieci.
Przestali odwlekać
Konego i jego żołnierzy dawno już w Ugandzie nie ma. Ukrywają się w którymś z sąsiednich państw: Kongo, Kenii lub Sudanie. To zresztą prawdziwy powód amerykańskiej misji w Afryce. Niewielka armia fanatyków może zagrażać stabilności w całym regionie, w tym w ważnym dla USA Sudanie Południowym.
Im dłużej to odwlekamy, im dłużej unikamy zaangażowania, tym niebezpieczniejsze robią się te grupy Leon Panetta
- Im dłużej to odwlekamy, im dłużej unikamy zaangażowania, tym niebezpieczniejsze robią się te grupy - powiedział szef CIA, Leon Panetta.
Joseph Kony ścigany jest przez Międzynarodowy Trybunał Karny listem gończym za zbrodnie przeciwko ludzkości. Jego armia wymordowała dziesiątki tysięcy ludzi, a ponad 1,5 miliona zmusiła do ucieczki. Uważana jest za jedno z najgroźniejszych ugrupowań rebelianckich w Afryce. Do tej pory wojska ugandyjskie walczą z nią bezskutecznie.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24