Po przekonaniu celników w porcie Guayaquil w Ekwadorze, że w kontenerze nie ma narkotyków, tylko canoe, kajak Marcina Gienieczko wreszcie dojechało do Quito. Zanim jednak podróżnik zmierzy się z naturą, będzie musiał kilkukrotnie stawić czoło biurokracji.
- Jeszcze czeka nas dodatkowa odprawa celna w porcie lotniczym w Quito - relacjonował Gienieczko. Niestety - port w Guayaquil nie mógł wydać pozwolenia na opuszczenie przez łódkę urzędu, więc cała procedura celna musi być przeprowadzona raz jeszcze.
- Tym razem podobno ma być mniej skomplikowana - dodał podróżnik.
Przygód i kłopotów się nie planuje
- Prawdziwej przygody nigdy się nie zaplanuje - przyznaje Gienieczko. I kontynuuje: - Jeśli się nie ryzykuje, to nie zrobi się żadnego kroku naprzód. Gdybyśmy utknęli w biurokratycznej machnie, to cała ekspedycja stała by pod znakiem zapytania. Mamy za mało czasu, aby tracić go na zdobywanie kolejnych pieczątek.
- Co prawda spróbujemy zdobyć odpowiednie kwity, by mieć święty spokój. Jeśli jednak nikt nie udzieli nam pomocy, nie uda się zdobyć potrzebnych pieczątek, to zabieramy łódź i jedziemy na Rio Napo, bo szkoda czasu - zaznaczył.
Czasu jest, faktycznie, niewiele - 25 sierpnia Gienieczko rozpoczyna szkolenie w dżungli. Najpierw musi pokonać Rio Napo i przypłynąć pod prąd 80 kilometrów Amazonki.
Kierunek: Quito i kłopoty
W sobotę 9 sierpnia Gienieczko wraz Łukaszem Czeszumskim spakują cały sprzęt, zatankują benzynę, żywność i całą resztę, by wyruszyć do Quito. Jest jednak mały problem.
- Nie wiemy ani o której mamy przyjechać, ani jakie dodatkowe dokumenty mamy ze sobą mieć. Podobno bez pieczątki łódka nie może opuścić wód terytorialnych Napo po stronie Ekwadoru - martwi się podróżnik. Jak zauważa,"by napierać dalej" potrzebne jest tylko pozwolenie na wyjazd z Ekwadoru.
Podróżuj wraz z Marcinem Gienieczko, śledząc sygnały z jego nadajnika satelitarnego:
Autor: ///mb / Źródło: TVN 24 / Marcin Gienieczko "Solo Amazon Expedition"