Polska ambasada w Damaszku będzie reprezentowała interesy USA w Syrii - ogłosił na stronie MSZ rzecznik ministerstwa Marcin Bosacki. W poniedziałek amerykański Departament Stanu zamknął swoją placówkę dyplomatyczną w stolicy Syrii. Powodem były "pogarszające się warunki bezpieczeństwa".
"Departament Stanu USA, mając na względzie szczególny charakter relacji polsko-amerykańskich, a także pozycję Polski w regionie Bliskiego Wschodu, zwrócił się do władz Rzeczypospolitej Polskiej z prośbą o reprezentowanie interesów USA w Syrii" - napisał w komunikacie rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
I dodał: "Polska odpowiedziała pozytywnie, kierując się nakazem solidarności międzynarodowej oraz w duchu przyjaźni polsko-amerykańskiej".
Jak poinformował rzecznik, w niedzielę zostało podpisane porozumienie, zgodnie z którym polscy dyplomaci (z Sekcji Interesów USA) będą odpowiadać za opiekę konsularną nad obywatelami USA. Polacy mają też trzymać pieczę nad majątkiem amerykańskiej ambasady w Damaszku.
"Polska dołoży wszelkich starań"
"Ministerstwo Spraw Zagranicznych pragnie zapewnić, iż Polska dołoży wszelkich starań, aby zapewnić właściwą i profesjonalną reprezentację oraz ochronę interesów USA w Syryjskiej Republice Arabskiej przez naszych dyplomatów, podobnie jak to miało miejsce w latach 1991 – 2003 przy reprezentacji interesów USA w Iraku" - zapewnił w komunikacie Bosacki.
O przejęciu opieki nad amerykańskimi obywatelami w Syrii przez Polaków poinformował też ambasador USA w Warszawie Lee Feinstein. "Dziękuję naszym zaufanym polskim sprzymierzeńcom i przyjaciołom za przyjęcie na siebie tego ważnego obowiązku na rzecz Ameryki i obywateli amerykańskich" - napisał dyplomata w oświadczeniu wydanym przez ambasadę w tej sprawie.
W poniedziałek z uwagi na pogarszające się warunki bezpieczeństwa USA zamknęły swoją placówkę w Syrii, a cały personel placówki z ambasadorem Robertem Fordem opuścił już kraj.
Brytyjczycy też obawiają się o bezpieczeństwo
Na konsultacje swojego ambasadora wezwała także Wielka Brytania. Poinformował o tym w poniedziałek szef brytyjskiej dyplomacji William Hague.
W parlamencie Hague podkreślił, że Londyn korzysta z różnych kanałów, by dać wyraz "odrazie", jaką wywołuje brutalna rozprawa reżimu prezydenta Baszara el-Asada z jego przeciwnikami. Do brytyjskiego MSZ wezwano ambasadora Syrii, by przekazać mu to przesłanie.
Rzeź cywilów
Niemal rok temu na fali arabskiej wiosny rozpoczęły się w Syrii demonstracje przeciwko rządom prezydenta Baszara el-Asada. Według ONZ tłumienie tych wystąpień przez siły rządowe pociągnęło za sobą śmierć co najmniej 6 tys. ludzi.
W nocy z piątku na sobotę oddziały lojalne wobec prezydenta dokonały krwawej masakry w mieście Hims - uważanego za twierdzę opozycji. Zginęło co najmniej 300 osób. Ponad dwa razy tyle jest ciężko rannych. Szef australijskiej dyplomacji Kevin Rudd potępił tę masakrę, nazywając ją "zbrodnią wojenną".
Rezolucję potępiającą Asada chciała wydać Rada Bezpieczeństwa ONZ, ale Rosja i Chiny ją zablokowały.
Źródło: tvn24.pl