Ciotka przebywająca na lewo w USA? - Barack Obama tłumaczy, że nic nie wiedział, iż jego krewna nielegalnie przebywa w Stanach Zjednoczonych. Informacje takie podał w sobotę anonimowy urzędnik z Bostonu. Agencja AP dotarła do informacji, które świadczą, że cztery lata temu sąd odmówił jest prawa azylu i od tego czasu kobieta mieszka w Bostonie nielegalnie.
Po sądowym wyroku 56-letnia Kenijka Zeituni Onyango powinna więc opuścić kraj. Jednak wciąż mieszka w Bostonie, w skromnych warunkach, na osiedlu dotowanym z pieniędzy publicznych.
Sztab wyborczy demokratycznego kandydata do prezydenckiego fotela wystosował specjalne oświadczenie w tej sprawie. "Senator Obama nie posiada żadnej wiedzy na temat jej statusu, ale wierzy, że stosowne prawo jest przestrzegane".
Kasa zwraca pieniądze
Kilka godzin później sztab Baracka Obamy poinformował, że zwróci kwotę 265 dolarów wpłaconą na rzecz jego kampanii prezydenckiej przez Zeituni Onyango. Jako powód zwrotu podano fakt, że prawo zakazuje kandydatom przyjmowania datków wyborczych od cudzoziemców.
56-letnia Onyango jest przyrodnią siostrą nie żyjącego od 25 lat ojca Obamy. W swej książce "Dreams From My Father" kandydat na prezydenta wspomina o niej jako o "cioci Zeituni". Obama odwiedził ją w Kenii z żoną i na ich zaproszenie Onyango przybyła na kilka lat do Chicago, po czym wróciła do kraju.
Potem przyjechała do USA ponownie i osiedliła się w Bostonie. Mieszka w bloku w ubogiej dzielnicy murzyńskiej. Sztab kampanii twierdzi, że Obama nie pozostaje z panią Onyango w bliskich stosunkach.
"Ciocia Zeituni" zaszkodzi Obamie?
David Axelrod, główny strateg kampanii demekratycznego kandydata, zasugerował, że przeciek na jej temat z federalnego biura ds. migracji i służb celnych ma podtekst polityczny. - Społeczeństwo amerykańskie jest dosyć wrażliwe i myślę, że podejrzliwie traktuje rzeczy podrzucane na trzy dni przed wyborami - powiedział.
Choć w USA żyje około 10 milionów nielegalnych imigrantów, trudno się dziwić, że "ciocia Zeituni", jak opisuje ją Obama w swojej biografii, cieszy się specjalnym zainteresowaniem mediów.
Źródło: AP, "Dziennik"