Żołnierze mordowali ich rodziny, gwałcili kobiety. Prześladowani Rohindżowie musieli uciekać z Mjanmy, dawnej Birmy, przetrwali to, ale spokojnie żyć nie mogą. Miejsce w którym osiedli, jest zagrożone monsunami. - Te namioty czy szałasy nie wytrzymują takiej ilości wody. Zapadamy się w błocie - skarżyła się jedna z kobiet. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Zohra ma zaledwie 12 lat i wspomnienia, których dziecko mieć nie powinno. - Żołnierze wyrywali matkom dzieci, zabijali je i wrzucali do rzeki. Miałam 16-osobową rodzinę, przeżyłam tylko ja i mój brat - powiedziała.
Jest młodym pokoleniem Rohindżów - muzułmańskiej mniejszości brutalnie wypędzonej z Mjanmy, dawnej Birmy. Uciekając przed śmiercią w rodzinnych stronach została postrzelona. Wpadła do rzeki, uratował ją nieznajomy mężczyzna i przez kilka dni niósł do Bangladeszu.
Gwałty i tortury
- Gdy przyszli do naszej wioski, rozdzielili mężczyzn i kobiety. Mężczyzn od razu rozstrzelali. Ładniejsze kobiety zgwałcili. Spalili wszystkie domy, nie oszczędzili żadnej rodziny. Wiem, że już jestem bezpieczna, ale ten koszmar wciąż mnie prześladuje - opowiadała Zohra.
Koszmar dla milionowej populacji Rohindżów zaczął się w sierpniu ubiegłego roku. Armia w Mjanmie podpalała ich wioski, zabijała całe rodziny, gwałty i tortury stały się codziennością. Prześladowania doprowadziły do jednego z największych w ostatnich latach exodusów. Do sąsiedniego Bangladeszu uciekło 700 tysięcy ludzi.
Kolejne niebezpieczeństwo
Schronienie znaleźli w przygranicznym obozie. Dzisiaj ten ogromny las prowizorycznych szałasów jest ich ojczyzną, w której rzeczywistość to bieda, głód i fatalne warunki sanitarne. Teraz zbliża się do nich kolejne niebezpieczeństwo. - Cyklon. To obecnie największy problem, może wywołać tu prawdziwe spustoszenie - wskazał Edward Benson z ONZ.
Robi to niemal każda gwałtowna ulewa. Ziemia natychmiast zamienia się w błotniste jezioro. - Te namioty czy szałasy nie wytrzymują takiej ilości wody. Zapadamy się w błocie, brodzimy w odchodach, które wypłynęły z toalet - relacjonowała jedna z mieszkanek.
Organizacje humanitarne zapewniły materiały na wzmocnienie szałasów. Ci, którzy mieszkają w najbardziej zagrożonych częściach obozu, budują nowe domy. Wszystko by nadchodzącą porę monsunów przetrwać.
- Mieszkaliśmy na niebezpiecznym terenie, błotne osuwiska mogłyby nas zabić. Przenosimy się w bezpieczniejsze miejsce. Mam nadzieję, że zdążymy przed pierwszym uderzeniem, a z następnymi monsunami będziemy walczyć już w naszym prawdziwym domu - dodawał inny z mieszkańców.
Do Mjanmy - mimo piekła, jakie przeszli - wielu chce wrócić. Jednak by ten powrót był możliwy, muszą ustać wszelkie prześladowania, a miejscowy rząd musi zagwarantować Rohindżom bezpieczeństwo i spokój.
"Jest wola ze strony rządu Mjanmy"
Takie warunki negocjują uczestniczące w rozmowach pokojowych Stany Zjednoczone, ONZ oraz organizacje humanitarne.
- W tej chwili nie ma odpowiednich warunków, by uchodźcy wrócili na tereny, z których uciekli. Ale jest wola ze strony rządu Mjanmy, by przyjąć ich z powrotem i zapewnić im bezpieczeństwo - podkreślił George Okotoh-Obbo z urzędu Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw Uchodźców (United Nations High Commissioner for Refugees, UNHCR).
Autor: kb//now / Źródło: tvn24