Francuskie Biuro Śledztw i Analiz (BEA) zdementowało wcześniejsze doniesienia gazet, że marynarka zlokalizowała czarne skrzynki Airbusa Air France, który rozbił się 1 czerwca z 228 osobami na pokładzie.
Dziennik "Le Monde" podał wcześniej na swojej stronie internetowej informację o złapaniu słabych sygnałów wysyłanych przez znajdujące się, prawdopodobnie na głębokości 5 tys. metrów, czarne skrzynki.
- W tej chwili, rejestratory parametrów lotu nie zostały jeszcze znalezione - powiedział agencji AFP rzecznik prasowy BEA. Zaznaczył przy tym, że ekipy badawcze uchwyciły różne dźwięki dochodzące z oceanu, ale nie ma żadnej pewności, że należą one do czarnej skrzynki samolotu. - Nie pierwszy raz słyszymy różne sygnały. Wszystkie je musimy zweryfikować - podkreślił rzecznik BEA.
Kwestia determinacji poszukujących
Tomasz Hypki ze "Skrzydlatej Polski" powiedział wcześniej, że jest bardzo prawdopodobne iż sygnał namierzony przez wojsko pochodzi z czarnych skrzynek Airbusa. Nie oznacza to jednak, że będzie łatwo je zlokalizować i wydobyć. Na przeszkodzie staną przede wszystkim głębokość i ukształtowanie dna morskiego.
Jednak, nawet jeśli czarnych skrzynek nie da się wydobyć, zanim zamilkną, statki poszukiwawcze będą mogły z dużą dokładnością oznaczyć ich położenie. Później, powiedział Hypki, "to już będzie kwestia determinacji poszukujących".
Czarne skrzynki wysyłają elektroniczny sygnał lokalizacyjny co sekundę, przez co najmniej 30 dni.
Zlokalizować i wydobyć
Od połowy czerwca ocean w rejonie katastrofy bada francuska atomowa łódź podwodna Emeraude. Zarówno ukształtowanie dna oceanu, jak i głębokość (miejscami ponad 5 km) uczyniły poszukiwania czarnych skrzynek wyjątkowo trudnymi.
Te urządzenia mogą zawierać kluczowe dane, które pozwolą specjalistom z komisji badania wypadków lotniczych orzec, co było przyczyną katastrofy z 1 czerwca. Airbus A330, lecący z Rio de Janeiro do Paryża, spadł do Atlantyku. W katastrofie zginęli wszyscy pasażerowie i członkowie załogi. Na pokładzie było dwóch Polaków.
Źródło: Reuters, Le Monde