Poniedziałek, 24 listopada 2008 r. - Generał Janicki (szef BOR - red.) powinien mieć w kieszeni dymisję, bo to niedopuszczalna sytuacja, że ochrona się zgodziła na taką wycieczkę – ocenił w "Magazynie 24 Godziny" publicysta Jerzy Marek Nowakowski. W opinii ekspertów incydent w Gruzji był polityczną prowokacją, a prezydent Kaczyński dał się wykorzystać Micheilowi Saakaszwilemu.
- Nie wyobrażam sobie, że na przykład premier jedzie w miejsce niesprawdzone – mówi Nowakowski. Jak podkreśla, w kwestii decydowania o celu takich wyjazdów prezydent nie ma władzy. - Od tego jest jego ekipa i BOR, żeby powiedzieć: nie jedziemy. Oficer ma nawet prawo zatrzymać siłą prezydenta. Ale nie zrobił tego w efekcie słynnej awantury o pilota, który nie chciał wylądować w Tbilisi – uważa Nowakowski.
W jego opinii również, Rosja nie wystraszy się kontroli jej posterunków. - UE nie ma możliwości, by toczyć wojnę z Rosją na terenie Gruzji. Rosjan zaboli najbardziej, jeśli przestaniemy kupować ropę i gaz – twierdzi.
Jego zdaniem, świat zwykle postrzega atak na głowę państwa jako skandal wielkości Himalajów. -Ale jeśli reakcje są tak powściągliwe jak teraz, to znaczy, że były tam elementy prowokacji – twierdzi.
"Prezydent daje sobą manipulować"
Roman Kuźniar, prof. politologii z Uniwersytetu Warszawskiego, jest niemal przekonany, że incydent był prowokacją. – To świadome szukanie zwady i incydentu, który można wykorzystać w celach propagandowych. Saakaszwili wykorzystał prezydenta Kaczyńskiego, a on się z entuzjazmem dał wykorzystać – uważa. – Przykro mi, że prezydent daje się manipulować – dodaje. Według niego, świadczy to o braku wyobraźni.
- A jeśli Saakaszwili mówi, że w Gruzji takie sytuacje zdarzają się codziennie, to jest to kompromitacja – mówi. Jak podkreśla, dowodzi też skrajnej nieodpowiedzialności prezydenta Gruzji. Ale, jak zaznacza, nie pozostaje bez wpływu na wizerunek Lecha Kaczyńskiego. – Taki incydent odbiera mu wiarygodność i skuteczność wpływania na dobrą politykę Unii na Rosję. - Ale to skutki braku wyobraźni i amatorszczyzny, co nie może się inaczej kończyć, niż blamażem – powtarza.
"Trzy serie w powietrze to jeszcze nie atak"
Natomiast zdaniem prof. Jana Malickiego z Ośrodka Studiów Wschodnich, obaj prezydenci byli świadomi, na co się piszą. – Przynajmniej służby gruzińskie musiały wiedzieć, że w tym miejscu są posterunki – przekonuje. Jego zdaniem prezydent wiedział, co robi. – Odnoszę wrażenie, że Lech Kaczyński doszedł do wniosku, że nie ma innego sposobu na pokazanie światu prawdy – uważa.
Przypomina też, że trzy serie w powietrze to jeszcze nie atak na głowę państwa.
- A wobec Rosji to niczego nie zmieni, bo nikt nie udowodni, że to robota rosyjska. Według niego, ten to uczynił, „komu to korzyść przyniosło”. - A największe korzyści przyniosłoby Osetii – twierdzi.
Uważa też, że incydent będzie miał pozytywne efekty. – Pokazano stan faktyczny. Wszystkie agencje całego świata stwierdzają, że strzelano do dwóch prezydentów na granicy rosyjsko – gruzińskiej. Ale jeśli okaże się, że był w tym element prowokacji, to będzie to skandal i prawdziwa katastrofa – zaznacza.
Co ma zrobić Polska?
Co teraz powinna zrobić Polska? Na to pytanie eksperci odpowiadają jednym głosem. – Polska musi wspierać Gruzję w jej staraniach o przyjęcie do Unii i NATO – mówi prof. Malicki. Podobnego zdania jest Nowakowski. – Polska musi współpracować z Gruzją na płaszczyźnie gospodarczej – dodaje. Roman Kuźniar stwierdza na koniec: - Musimy popierać absorbowanie Gruzji przez UE. Ale by to osiągnąć, Gruzja musi pozwolić na odłączenie się Abchazji i Osetii Południowej – przyznaje.