Obrońcy Grażyny F. liczyli na ponowny proces lub uniewinnienie, prokuratura i rodzina zmarłego Wasyla C. chcieli wyższej kary. Zakończył się proces apelacyjny szefowej zakładu stolarskiego. Według prokuratury, kobieta zabroniła wzywać pomoc, gdy jej pracownik Wasyl C. zasłabł w pracy. Potem wywiozła ciało mężczyzny do lasu. Teraz F. trafi do więzienia. Nie będzie też mogła prowadzić działalności gospodarczej i zatrudniać pracowników.
Grażyna F. została skazana na karę roku i 10 miesięcy pozbawienia wolności. Sąd nałożył na nią także ośmioletni zakaz zajmowania stanowisk związanych z zatrudnieniem pracowników oraz ośmioletni zakaz prowadzenia działalności gospodarczej. Z kolei Serhii H. został skazany na grzywnę w wysokości ośmiu tysięcy złotych.
"Mogła swobodnie zadzwonić i wezwać pomoc, ale nie zrobiła tego"
Zarówno prokuratura, jak i oskarżona Grażyna F. złożyli apelacje. Prokuratura, wskazując m.in. na błędy formalne i rażąco niewspółmierną karę, wniosła o uchylenie wyroku i skierowanie sprawy do ponownego rozpoznania przez sąd pierwszej instancji. Pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej wniósł natomiast o zwiększenie wymiaru kary orzeczonej wobec oskarżonej do trzech lat pozbawienia wolności.
Z kolei obrońcy Grażyny F. zaznaczyli, że gdyby sąd nie uchylił wyroku, to wnoszą o uniewinnienie swojej klientki od zarzucanych jej czynów bądź złagodzenie wymiaru kary.
W środę Sąd Okręgowy w Poznaniu rozpatrzył sprawę i utrzymał wyrok z pierwszej instancji. - Wysokość kary zostaje utrzymana: rok i 10 miesięcy pozbawienia wolności. Zmienia się zaskarżony wyrok w takie sposób, że wymierza się środek karny w postaci zakazu zajmowania stanowisk i zatrudniania innych osób na 12 lat.. A zakaz prowadzenia działalności gospodarczej na 12 lat – przekazał sędzia Jerzy Andrzejewski.
Sędzia wskazał też, że uwzględniono po części tylko apelację oskarżyciela posiłkowego.
- Oskarżyciel chciał maksymalnej kary, czyli trzech lat pozbawienia wolności. Sąd doszedł do wniosku, że taką karę wymierzamy, gdy nie mamy okoliczności łagodzących. Oskarżona nie była wcześniej karana, wyraziła swoje ubolewanie. Nieprzyznanie się wynika z tego, że w jej opinii zrobiła wszystko, co musiała. Oskarżonej przypisano wyłącznie to, że nie udzieliła pomocy. Nie ma wątpliwości, że oskarżona zrobiła dużo mniej, niż powinna. Oskarżona mogła swobodnie zadzwonić i wezwać pomoc, ale nie zrobiła tego – mówił sędzia, uzasadniając wyrok.
Wyrok jest prawomocny.
Zasłabł, nie otrzymał pomocy
Według ustaleń prokuratury, Wasyl C. zasłabł w połowie czerwca 2019 roku podczas pracy w zakładzie stolarskim w okolicach Nowego Tomyśla. Pracujący tam inni obywatele Ukrainy poprosili kierowniczkę zakładu Grażynę F. o wezwanie pogotowia. Kobieta miała jednak oświadczyć, że "nigdzie nie zadzwoni, jak również zakazała im wzywania pomocy".
W pewnym momencie jeden z pracowników, Serhii H., rozpoczął akcję reanimacyjną - lecz nie przyniosła ona rezultatu; Wasyl C. nie dawał już żadnych oznak życia. Wówczas - jak wskazała prokuratura - Grażyna F. nakazała zakończenie pracy i wydała wszystkim pracownikom polecenie opuszczenia hali produkcyjnej. Następnie kobieta miała zamknąć zakład, pozostawiając w nim ciało zmarłego.
Prokuratura ustaliła, że Grażyna F. udała się do Poznania, gdzie wynajęła samochód. Po powrocie oświadczyła, iż Serhii H. ma jej pomóc w załadowaniu zwłok do pojazdu, którym przyjechała. Ten odmówił, lecz Grażyna F. zagroziła, że nie wypłaci mu pensji. Mężczyzna bał się zgłosić zdarzenie na policję, gdyż znajdował się w obcym kraju, nie znał języka, jak również nie miał umowy o pracę. Ostatecznie przeniósł zwłoki do samochodu, którym Grażyna F. pojechała na teren powiatu wągrowieckiego, gdzie porzuciła ciało w lesie.
Zwłoki Wasyla C. odnalazł leśniczy niedaleko Skoków – około 120 kilometrów od Nowego Tomyśla. Sekcja zwłok wykazała, że mężczyzna zmarł poprzedniego dnia na skutek niewydolności oddechowo-krążeniowej.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: KWP Poznań