Nie mogła wbiec na metę maratonu, bo brama była zamknięta

Pani Maria Pańczak, uczestniczka wszystkich dotychczasowych poznańskich maratonów, dobiegła na metę niedzielnego biegu jako ostatnia. Jak opowiada, już na trasie pojawiły się pierwsze problemy.

- Biegnę chodnikami, bo pościągali już barierki i wznowili ruch. Nie wiem którędy dalej biec - relacjonowała w rozmowie z tvn24.pl z trasy biegu.

- Dobrze, że były taśmy i porozrzucane butelki. Widzieliśmy, którędy biec, ale i tak trochę po drodze pobłądziliśmy - mówił na mecie kompan pani Marii.

- Na moje oko nadłożyliśmy jakieś 4 km - oceniła 74-letnia biegaczka.

Zgodnie z przepisami, każdy zawodnik ma na pokonanie maratonu maksymalnie 6 godzin. Później trasa biegu jest otwierana dla ruchu.

Tymczasem kiedy pani Maria dobiegała na metę dochodziła godz. 17. Dwie godziny po planowanym zakończeniu imprezy. Nie mogła wbiec na metę, bo zamknięta była już brama targów, gdzie znajdowała się meta.

- Policja zjechała, pogotowie zjechało... Uważam, że z tą bramą to jest idiotyzm. Organizator powinien dbać o każdego zawodnika - powiedziała tuż po zakończeniu biegu reporterowi TVN24.

Okazało się na szczęście, że organizatorzy wcale nie zapomnieli o pani Marii. - Pani Maria jest oczywiście naszą ulubienicą, znaną również wielu maratończykom. Zawsze staramy się ją uhonorować i czekamy na nią o wiele dłużej niż na innych zawodników - tłumaczyła Monika Prendke, rzeczniczka prasowa Poznań Maratonu. - Pani Maria przybiegła blisko 2 godziny po zakończeniu imprezy, stąd pewnie te utrudnienia - mówiła.

Rzeczniczka dodała także, że organizatorzy mieli proponować biegaczce podwózkę, a bramę zamknęli, bo mieli dostać informację, że pani Maria nie ukończy jednak biegu.

Czekali jednak na nią w biurze prasowym nie tylko z jej ubraniami, ale także z medalem, który otrzymywał każdy z uczestników biegu.

Meta 14. Poznań Maratonu znajdowała się na Międzynarodowych Targach Poznańskich:

Autor: ib, fc/par / Źródło: TVN24 Poznań