Od lat chodziły samopas. Bez żadnej kontroli. Mieszkańcy skarżyli się, że stado 170 krów utrudnia im życie. Zwierzęta mają właściciela, ale ten przez lata nie reagował. Stado ma więc zostać zlikwidowane. Ministerstwo przeznaczyło na ten cel 350 tysięcy złotych. Ekolodzy apelują, by poszukać innego rozwiązania niż zabicie wszystkich zwierząt.
Mieszkańcy gminy Deszczno (woj. lubuskie) wiele razy skarżyli się na bydło, którego właściciel najwyraźniej nie kontroluje.
Na początku krów było tylko kilkanaście. Teraz jest ich 170. Nie zostały zarejestrowane, nie mają żadnych badań. Od lat chodzą samopas, rozmnażają się bez żadnej kontroli. W związku z tym, że właściciel zwierząt nie spełnił żadnych prawnych wymogów i nie ma informacji o ich stanie zdrowia, bydło nie może być rozmnażane ani sprzedane do ubojni.
Kilka miesięcy temu sąd nawet skazał pana Tomasza za znęcanie się nad zwierzętami poprzez zaniedbanie.
- Te krowy to nierozwiązany problem od lat. Wchodziły w szkodę, zagrażały bezpieczeństwu ludzi. Właściciel nie reagował latami. Nie reagował też na wezwania inspekcji i gminy, bo my też się zaangażowaliśmy w tę sprawę. Powiatowa inspekcja weterynarii dużo zrobiła, żeby uregulować sytuację prawną tego stada. Niestety, doszło do takiej sytuacji, że sprawa zaszła za daleko - mówi Aleksander Szperka, zastępca wójta gminy Deszczno.
Wyrok zapadł
- Nie może być tak, że stado krów terroryzuje mieszkańców - mówią urzędnicy z Deszczna.
Dlatego gmina umieściła krowy w zamkniętej zagrodzie i łoży na ich utrzymanie. Dzięki temu zwierzęta mają zapewnione jedzenie i wodę. To jednak sytuacja tymczasowa. Zapadła decyzja o tym, by stado zlikwidować. Dlaczego?
- Wynika to z wieloletnich zaniedbań obowiązków właściciela stada. Chodzi o rejestrację zwierząt, identyfikację oraz badania wykonywane w związku z monitoringiem bydła. To właściciel doprowadził do tej sytuacji - mówi Edyta Siwicka, powiatowy lekarz weterynarii w Gorzowie Wielkopolskim.
Siwicka podkreśla, że mimo kilkuletnich postępowań i kontroli, pism oraz upomnień wysyłanych do właściciela, ten nie podjął żadnych działań do współpracy z inspekcją weterynaryjną.
- Właściciel nie reagował, dlatego sprawę przekazano do prokuratury i do sądu. Sąd podtrzymał decyzję o likwidacji bydła, więc trzeba ją wykonać. Właściciel się tym nie zajął, dlatego zapadła kolejna decyzja. Tym razem o wykonaniu zastępczym - tłumaczy Władysław Dajczak, wojewoda lubuski.
"Kazałem zrobić porządek"
Wojewoda wystąpił do Ministerstwa Rolnictwa o zabezpieczenie środków na likwidację stada.
- Kto dopuścił do tego, że zdziczałe stado krów błąka się po Polsce i niszczy uprawy rolnicze? To jest zagrożenie porządku publicznego i zagrożenie ewentualnego roznoszenia chorób. Do to tego dochodzi skandaliczne, kazirodcze zjawisko rozmnażania wsobnego blisko spokrewnionych zwierząt. Kazałem zrobić porządek z tymi krowami - powiedział Jan Ardanowski, minister rolnictwa i rozwoju wsi.
Na ten "porządek" przeznaczono 350 tys. zł.
- W głowach nam się nie mieści, że tak ogromną kwotę można przeznaczyć na zabicie zwierząt. Za te środki można je przebadać i otoczyć opieką. Myślę, że znalazłyby się osoby chętne, żeby je przygarnąć - twierdzi jednak Przemysław Kubina, inspektor z OTOZ Animals w Gorzowie Wielkopolskim.
Sprawa bydła z gminy Deszczno jest nietypowa. Czy jest więc szansa na to, by niestandardowo ją potraktować i znaleźć inne rozwiązanie niż zabicie i zutylizowanie zwierząt?
- Jest to decyzja prawomocna i poparta wyrokiem sądu. Jako powiatowy lekarz weterynarii muszę się trzymać decyzji, jaka została wydana - mówi Edyta Siwicka.
Z kolei minister Ardanowski pytany o to, czy jest szansa na przekazanie zwierząt komuś pod opiekę, powiedział: nie przesądzam losu tych zwierząt.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: aa/gp / Źródło: TVN24 Poznań/Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: tvn24