- Odczuwałem niedosyt, jeśli chodzi o mądrość przywódców związkowych, którzy nie powinni się dać wprowadzić w jeden kanał polityczny - komentował w TVN24 wczorajsze wydarzenia podczas obchodów 30. rocznicy powstania "Solidarności" abp Tadeusz Gocłowski. Z kolei zdaniem marszałka Senatu Bogdana Borusewicza, poniedziałkowe widowisko było kilkoma godzinami "orwellowskiej nienawiści".
Abp Gocłowski, który brał udział we wczorajszych uroczystościach w Gdyni, przyznał, że w ich trakcie czuł pewien dyskomfort. - Wszyscy marzyliśmy, by dobrze przeżyć 30. rocznicę wydarzeń, które zdecydowały o wszystkim, a reakcje osób na sali - oczywiście nie wszystkich - zakłóciły ten nastrój radości i wdzięczności - podkreślił hierarcha Kościoła.
- Myślałem sobie, co Jan Paweł II o tym by sobie myślał? - stwierdził abp Gocłowski i podkreślił, że choć słowa papieża były wczoraj przywoływane wielokrotnie, to były cytowane wybiórczo. - Papież mówił, żeby robotnicy nie angażowali się politycznie. Związek, który się utożsami z jedna partią, traci na znaczeniu - podkreślił.
"Myślałem, że żartuje"
Duchowny odniósł się też do wystąpienia Henryki Krzywonos, która skrytykowała Jarosława Kaczyńskiego. - Siedziałem obok pani Henryki. Czułem, że była podniecona politycznie. W pewnym momencie powiedziała: "idę do mikrofonu". Myślałem, że żartuje, ale rzeczywiście poszła. Zawsze, gdy pani Henryka się zbliżała do mikrofonu, miałem wątpliwości jak sformułuje swoje myśli, ale te, które sformułowała wczoraj, były dramatycznie prawdziwe - przyznał abp Gocłowski, podkreślając, że chodzi mu o stwierdzenie, że Polacy są dziś podzieleni.
Komentując nieobecność Lecha Wałęsy na uroczystościach, abp Gocłowski stwierdził, że pierwszy przywódca "S" może "czuć satysfakcję, że nie uczestniczył w tym smutnawym wydarzeniu".
„To było kilka godzin orwellowskiej nienawiści”
Również zdaniem Bogdana Borusewicza, marszałka Senatu i legendarnego działacza "Solidarności", poniedziałkowe uroczystości były przykre i kompromitujące. - Solidarność ma problemy z pamięcią i swoja tożsamością, bo poza tym związkiem są wszyscy jego założyciele. To spowodowało, że wczoraj była taka atmosfera a nie inna – ocenił w TVN24.
Jego zdaniem to dobrze, że na ostre słowa Kaczyńskiego zareagowała Krzywonos. - Wszystkim innym byłoby trudniej zareagować, a przecież ona jest klasycznym przykładem robotnika, który był w strajku i go współtworzył. Nie jest politykiem, nie była członkiem KOR-u – zauważył marszałek Sejmu.
Jak podkreślił, jeśli się kogoś zaprasza na uroczystości, to powinno się go szanować. – Reakcje na sali były kompletnie nieadekwatne do sytuacji, nie było w nich merytoryki. To było parę godzin orwellowskiej nienawiści – uznał Borusewicz, nawiązując do słynnej książki George’a Orwella „Rok 1984”, w której obywatele totalitarnego państwa codziennie poddawani są „dwóm minutom nienawiści” wobec wrogów systemu Wielkiego Brata.
- W związku Solidarność nie ma solidarności. Żałuję, że przyszedłem – zaznaczył.
Kaczyński "próbował manipulować pamięcią"
Z kolei Bogdan Lis - działacz "Solidarności", organizator podziemia solidarnościowego i uczestnik Okrągłego Stołu – komentując w TVN24 poniedziałkowe obchody, powiedział, że doskonale rozumie powód, dla którego Krzywonos wystąpiła tak emocjonalnie.
Jego zdaniem, Kaczyński podczas swojego przemówienia „próbował manipulować pamięcią” działaczy „S”. - Jego słowa wprawiły nas w osłupienie – przyznał.
Lis przypomniał, że Lech Kaczyński nigdy nie był członkiem Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego i – w jego opinii - „twierdzenie, że występował w naszym imieniu jako negocjator jest manipulacją”. Lis przypuścił, że słowa Jarosława Kaczyńskiego są wyrazem tego, że „nie jest on w stanie odnaleźć się w realnej rzeczywistości” po śmierci brata.
Były działacz podziemia przyznał, że zgromadzeni na sali w Gdyni działacze, którzy tupaniem i gwizdami reagowali na słowa premiera, „kompletnie nie pamiętają idei Sierpnia, tego czym była 'Solidarność'”. – Myślałem, że podczas tych obchodów duch „S” powróci. Okazało się, że nie – ubolewał Lis.
"Marnujemy mit Solidarności"
Zdaniem Lisa, organizacją obchodów rocznicy Porozumień Sierpniowych powinny były zająć się władze państwa, ponieważ „Solidarność” „sama nie może być depozytariuszem naszej pamięci o Sierpniu 80”. - Marnujemy to święto i mit „Solidarności” – nasz towar eksportowy – dodał i wyraził obawę, że „jak tak dalej będzie to wyglądało, rola „S” będzie spadać”.
Lis przypomniał, że „Solidarność" już raz straciła na angażowaniu się w politykę, a w tej chwili – jego zdaniem – „jest reaktywacja myślenia o tym, by znowu być aktywnym w polityce”. - To będzie nadal degradowało pozycję „S”, która i tak już jest słaba – podkreślił. - Jeśli „Solidarność” będzie próbowała wchodzić w buty działaczy partyjnych, to będzie nadal na tym traciła – dodał.
Pytany o komentarz w sprawie nieobecności na uroczystościach Lecha Wałęsy, przyznał, że nie brakowało mu go podczas obchodów. – Dobrze, że oszczędzono mu historii z brzydką reakcją sali – przyznał i dodał, że – jego zdaniem – Wałęsa „mógł się spodziewać równie gorącego przyjęcia”.
Źródło: tvn24