Padający od rana niemal nieprzerwanie śnieg utrudnił w niedzielę nie tylko warunki na drogach, ale doprowadził również do licznych opóźnień na polskich lotniskach. Największe kłopoty miało lotnisko w Rzeszowie, gdzie nie odbyły się praktycznie żadne operacje. W poniedziałek loty i przyloty zaczęły odbywać się już bez problemów.
W drugi dzień świąt od rana na lotnisku w Rzeszowie panuje dobra widoczność, więc zaczęło ono pracę zgodnie z rozkładem. Żadnych kłopotów nie ma też na lotnisku w Katowicach-Pyrzowicach.
Przekierowane loty
Jednak w niedzielę pogoda dała się we znaki, zwłaszcza w Rzeszowie.
Jakinformował Łukasz Sikora, rzecznik lotniska w Rzeszowie, ostatni przylot z Dublina, który miał się odbyć w niedzielę o 21 został przekierowany do Balic. Dla pasażerów zostały podstawione autokary, które przewoziły ich do miejscowości docelowych.
Trudności na lotnisku wynikały z bardzo niekorzystnych warunków pogodowych – słaba widoczność oraz bardzo niska podstawa chmur sięgająca 30 metrów. - Z odśnieżaniem pasów nie ma żadnych problemów, ponieważ dysponujemy odpowiednią ilością sprzętu. Niestety na pogodę nie mamy wpływu – zapewnił rzecznik.
Łącznie przekierowano na lotnisko w Krakowie 16 operacji – 8 przylotów i 8 odlotów. Ostatni przylot z Dublina zaplanowany na godzinę 21 został przekierowany na lotnisko w Balicach.
Dla pasażerów, który mieli odlecieć z Rzeszowa podstawiono autokary, które przewiozły ich na krakowskie lotnisko. Zadbano również o transport dla pasażerów przylatujących do Polski.
Katowice sobie radzą
Trudne warunki panowały również w Katowicach-Pyrzowicach, gdzie wiele samolotów nie odlatywało i nie przylatywało na czas. Mimo licznych, kilkugodzinnych opóźnień, w Pyrzowicach nie odwołano żadnego zaplanowanego rejsu.
Jak poinformował rzecznik portu Cezary Orzech, z obserwacji dyżurnych portu wynikło, że "niedziela wielkanocna jest pierwszym dniem, kiedy śnieg pada nieprzerwanie i konieczne jest ciągłe odśnieżanie pasa startowego".
Dodał też, że opóźnienia samolotów wynikały głównie z konieczności skrupulatnego odśnieżania pasa na krótko przed każdym lądowaniem. Maszyna ląduje bowiem dopiero, gdy stopień przyczepności jest zadowalający.
Mimo kłopotów pracują nieprzerwanie
Opóźnienia powstawały także z powodu konieczności odlodzenia maszyn przed odlotem. W dwóch przypadkach odlodzenie trwało na tyle długo, że wyczerpał się limit czasu pracy załogi samolotu i konieczne było zastąpienie jej inną załogą, co jeszcze zwiększyło zwłokę w odlocie. W niedzielę po południu opóźnione były m.in. przyloty i odloty samolotów do norweskich miast Stavanger i Bergen (tu odlot będzie opóźniony o ok. 2,5 godziny), Doncaster-Sheffield w Anglii (o pół godziny) oraz ukraińskiego Kijowa.
Opóźniał się przylot samolotu z hiszpańskiej Barcelony (samolot przyleci spóźniony o 2,5 godziny) oraz holenderskiego Eindhoven.
Na Okęciu opóźnienia, ale bez odwołań
Lepsza sytuacja była na warszawskim Okęciu. Jak poinformował rzecznik portu Przemysław Przybylski, "intensywne opady śniegu w Warszawie nie wpłynęły na pracę Lotniska Chopina".
Przyznał jednocześnie, że kilka przylotów było opóźnionych ok. 20-30 min, między innymi z Monachium czy z Londynu. W ciągu dnia z opóźnieniem przyleciał również samolot z Wiednia.
Jeśli chodzi o odloty, to według Przybylskiego "odbywały się one według rozkładu" i nie było "żadnych odwołań".
Autor: dp/mac//kdj / Źródło: PAP, tvn24.pl