Skoro Falenta twierdzi, że przynajmniej dwanaście osób z kierownictwa Prawa i Sprawiedliwości było zaangażowanych w tę aferę, to jest to okoliczność, która musi być zbadana przez prokuraturę - stwierdził w "Faktach po Faktach" Roman Giertych. Adwokat odniósł się do listu, w którym Marek Falenta, skazany na 2,5 roku więzienia za udział w aferze podsłuchowej, miał domagać się ułaskawienia od prezydenta Andrzeja Dudy.
"Rzeczpospolita" opisała w poniedziałek treść wniosku o ułaskawienie, jaki Marek Falenta miał skierować do prezydenta Andrzeja Dudy. Biznesmen "przedstawia się w nim jako osoba lojalna wobec PiS i CBA, której obiecano bezkarność za odsunięcie PO od władzy" - czytamy w dzienniku.
Falenta miał również napisać, że ujawni zleceniodawców i szczegóły afery podsłuchowej, jeżeli prezydent go nie ułaskawi.
"Falenta jest przestraszonym człowiekiem"
Jak ocenił we wtorkowych "Faktach po Faktach" Roman Giertych, Falenta "jest przestraszonym człowiekiem, z perspektywą spędzenia najbliższych lat w więzieniu".
W poniedziałek Giertych poinformował, że złożył do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga wniosek o wszczęcie śledztwa w sprawie istnienia zorganizowanej grupy przestępczej wykorzystującej nielegalne podsłuchy do obalenia rządu.
W "Faktach po Faktach" przypomniał, że taki sam wniosek złożył pięć lat temu. - Toczyło się takie postępowanie, prokuratura nie znalazła dowodów, umorzono - dodał adwokat.
Tłumaczył, czemu teraz znowu złożył wniosek o podjęcie śledztwa. - Skoro Falenta, który jest głównym świadkiem w tej sprawie, twierdzi, że przynajmniej dwanaście osób z kierownictwa PiS-u było zaangażowanych w tę aferę, to jest to okoliczność, która musi być zbadana przez prokuraturę - przekonywał.
Giertych mówi, że chce dowodów
W sierpniu ubiegłego roku od obrońcy Falenty wpłynęła do Sądu Najwyższego kasacja wyroku. Mecenas Marek Małecki zarzucał w niej, że Sąd Apelacyjny "w sposób powierzchowny i wybrakowany" odniósł się do zarzutów apelacyjnych dotyczących rzekomych sprzeczności w zeznaniach jednego ze współoskarżonych.
- Jeżeli Falenta mnie przekona, że rzeczywiście jego rola w tym przestępstwie była rolą pomocniczą, a nie głównego sprawcy, (...) to nie będę miał żadnych wątpliwości, aby rekomendować moim mocodawcom, aby przyłączyli się do kasacji - wyjaśnił Giertych. Jako adwokat reprezentuje on w tej sprawie Jacka Rostowskiego i Radosława Sikorskiego. Zastrzegł, że aby Falenta przekonał go do swoich racji, potrzebne są "dowody, a nie słowa". - Nie listy, tylko dowody - dodał. - Jeżeli pokaże, że rzeczywiście była to zorganizowana grupa przestępcza, gdzie on był pionkiem, to mnie to osobiście przekona - tłumaczył. - Nie wiem co musi mieć Marek Falenta, ale nie jestem osobą łatwowierną. Same słowa czy listy mnie nie przekonają - powtórzył. - Jeżeli ma nas przekonać, to musi nas przekonać w sposób wiarygodny - zaznaczył.
"Przejęcie władzy za pomocą przestępstwa"
- Marek Falenta mówi to, co mówi dzisiaj, z tego powodu, że czuje się oszukany - uznał Giertych. Mecenas oświadczył, że nie chce oceniać treści listu Falenty pod względem karno-prawnym. - Niech to ocenią właściwe organy. Mnie interesuje to, aby prawda o aferze wyszła na jaw - podkreślił. Giertych ocenił, iż "ta prawda jest na tyle istotna, że bez afery podsłuchowej Prawo i Sprawiedliwość nie miałby najmniejszej szansy na wygranie wyborów parlamentarnych". - Jeżeli okazałoby się, że prawdą jest, że osoby z kierownictwa Prawa i Sprawiedliwości brały udział w nielegalnym nagrywaniu bądź nielegalnej publikacji - bo przypomnijmy, że publikowanie tego typu nielegalnych nagrań jest przestępstwem - to mielibyśmy do czynienia z oczywistym przejęciem władzy za pomocą przestępstwa - uznał Giertych. - To byłaby pierwsza taka sytuacja stwierdzona w historii demokracji w krajach europejskich - dodał.
Autor: akw//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24