Przez cztery lata Ministerstwo Środowiska zapłaci za wynajem ośmiu luksusowych mercedesów klasy E ponad 1,7 mln złotych. To prawie pół miliona więcej niż ich rynkowa wartość w przypadku zakupu. - Nasz pomysł łączy ekologię z ekonomią - broni pomysłu kierownictwo resortu. A eksperci grzmią: - To przykład niegospodarności i sprawa dla CBA.
Nasi ministrowie i ich urzędnicy mają dzisiaj do dyspozycji kilkaset służbowych samochodów. W resortowych parkach maszyn znajdują się niemal wszystkie dostępne na rynku marki o bardzo zróżnicowanej wartości rynkowej - od kilku do nawet 200 tysięcy złotych.
W poszukiwaniu oszczędności na czym się da - od usług remontowych, po tonery i papier - od kilku miesięcy urzędnicy próbują wcielać w życie także pomysł oszczędzania na transporcie. Ci, którzy mogą - jak MSWiA, albo Ministerstwo Infrastruktury - redukują swoje floty. Ale są i tacy, którzy auta wymieniają na nowe. Zdanie-klucz w takim przypadku to "wynajem długoterminowy, a nie zakupy za setki tysięcy złotych". Przykład Ministerstwa Środowiska pokazuje, że pomysł ten może przynieść oszczędności. Ale tylko na papierze.
Spokojnie, to tylko wynajem
Na początku kwietnia ministerstwo wzbogaciło się o osiem nowych mercedesów klasy E. Wartość rynkowa każdego to ponad 160 tysięcy złotych. - W tym samym czasie instruowano nas, jak oszczędzać na energii, wydawać mniej na telefony i realizować projekty za mniejsze niż wcześniej przewidziano pieniądze - mówi nam jeden z urzędników resortu. Na korytarzach zawrzało. Kierownictwo pospieszyło z wyjaśnieniami.
- Postawiliśmy na ekologiczny transport, który będzie jedną z wizytówek Zielonej Prezydencji Ministerstwa.Ekologia może iść w parze z ekonomią. Dzięki wynajęciu samochodów zamiast ich kupowaniu, roczny koszt jednego auta wraz z obsługą i ubezpieczeniem będzie niższy w pierwszym roku umowy - tłumaczono. Auta wynajęto na cztery najbliższe lata.
Wynajem droższy niż kupno
Umowa dotycząca długoterminowego najmu nie zawiera zapisów dotyczących prawa pierwokupu. Samochody po wygaśnięciu wyżej wymienionej umowy zwracane są do wynajmującego. Magdalena Sikorska, rzecznik MŚ
Z umowy, której zapisy poznaliśmy, wynika, że przez ten czas resort na luksusowe mercedesy wyda ponad 1,7 mln złotych. Wynajęcie każdego będzie kosztowało 215 tysięcy, czyli o 50 tysięcy więcej niż jego rynkowa wartość w przypadku zakupu. Po tym czasie ministerstwo z limuzynami się rozstanie. - Umowa dotycząca długoterminowego najmu nie zawiera zapisów dotyczących prawa pierwokupu. Samochody po wygaśnięciu wyżej wymienionej umowy zwracane są do wynajmującego - potwierdza Magdalena Sikorska, rzeczniczka MŚ.
Wszyscy eksperci motoryzacyjni, z którymi rozmawialiśmy, wytykają ministerstwu rażące błędy. Pierwsza sprawa to specyfikacja przetargu, która według naszych rozmówców mogła faworyzować markę mercedes. Do przetargu stanęła tylko jedna firma.
Pytania o przetarg
Opis przedmiotu zamówienia liczy 29 punktów i dotyczy tak szczegółowych zagadnień jak wielkość koła zapasowego, możliwość dwupłaszczyznowej regulacji kolumny kierownicy czy wyposażenie w podłokietnik w tylnej kanapie. Wojciech Drzewiecki, prezes Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego "Samar", zwraca jednak uwagę na inny zapis: - Chodzi o czas dostawy. W opisie przetargu mowa jest o tym, że "wydanie samochodów ma nastąpić w terminie nie później niż osiem tygodni od dnia podpisania umowy". Oznacza to, że oferent musiał je mieć "na stanie". Z tego, co wiem kryterium to mógł spełniać tylko mercedes - wyjaśnia ekspert.
W opisie przetargu mowa jest o tym, że "wydanie samochodów ma nastąpić w terminie nie później niż osiem tygodni od dnia podpisania umowy". Oznacza to, że oferent musiał je mieć "na stanie". Z tego, co wiem kryterium to kryterium mógł spełniać tylko mercedes, który miał problemy ze zbyciem tych modeli. Wojciech Drzewiecki, prezes Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego "Samar"
"Każdy sobie" chce pojeździć
Kolejna kwestia to pytanie, czy ministerstwu potrzebnych jest też aż osiem samochodów tej samej, wysokiej klasy. - Takimi autami powinni podróżować ministrowie. Nabieram jednak wątpliwości, czy musi nimi jeździć sekretarz stanu albo szef departamentu. Te właśnie rzeczy powinny być w sposób jasny zdefiniowane w jednolitej polityce flotowej rządu, która nie istnieje. Dzisiaj ministerstwa działają na zasadzie "każde sobie" i to jest tego najlepszym przykładem – odpowiada ekspert.
Resort broni swojego pomysłu. - Przetarg został ogłoszony na podstawie możliwego do zrealizowania planu budżetowego. Uwzględniał istniejące, dostępne środki na ten rok. Nasz pomysł pozwala ograniczyć koszty i połączyć to - w miarę możliwości - z ekologią - podkreśla Sikorska.
Według doktora Grzegorza Makowskiego, eksperta Instytutu Spraw Publicznych, możliwości te były jednak dużo większe. - Wynajęte przez ministerstwo samochody z pewnością do najbardziej ekologicznych i ekonomicznych nie należą.
To po prostu kolejny przykład niegospodarności i marnotrawienia pieniędzy podatników przez podstarzałych chłopców, którzy chcą sobie pojeździć mercedesami. Warto, żeby procedurę zakupu tej usługi skontrolowało Centralne Biuro Antykorupcyjne. Grzegorz Makowski, Instytut Spraw Publicznych
Nowa hybrydowa toyota prius, którą chwalił się jeszcze niedawno minister środowiska, to koszt niespełna 110 tysięcy złotych.
Niegospodarność "podstarzałych chłopców"
Wybór Ministerstwa i realizację pomysłu Makowski ocenia jeszcze ostrzej. - To po prostu kolejny przykład niegospodarności i marnotrawienia pieniędzy podatników przez podstarzałych chłopców, którzy chcą sobie pojeździć mercedesami. Warto, żeby procedurę zakupu tej usługi skontrolowało Centralne Biuro Antykorupcyjne.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: daimler.com