Premier Donald Tusk otrzymał w poniedziałek od Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego raport końcowy w sprawie ustalenia okoliczności i przyczyn katastrofy samolotu TU-154M pod Smoleńskiem - podało Centrum Informacyjne Rządu. Jednocześnie Komisja przekazała raport do tłumaczenia, na język angielski i rosyjski. Rzecznik rządu Paweł Graś na twitterze napisał, że premier zapozna się z raportem do końca tygodnia.
Jak podaje komunikat, raport zostanie upubliczniony niezwłocznie po zakończeniu tłumaczenia, a premier nie będzie wnosił do niego żadnych poprawek. Informację, że raport jest już prawie gotowy przekazał kilka dni temu sam premier. Jak wówczas zaznaczył, dokumentu spodziewa się jeszcze w czerwcu.
Rzeczniczka Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji Małgorzata Woźniak pytana o to, co jest w przekazanym premierowi raporcie stwierdziła, że do opublikowania dokumentu nie może zdradzić jego zawartości. Powiedziała jedynie, że ma on ponad 300 stron i został przekazany premierowi osobiście przez ministra Millera.
Raport będzie dobry
- Ważna jest teraz jakość tego raportu, żeby wszystko zostało dokładnie opisane, żeby wszystko było wiarygodne - powiedział w TVN24 były akredytowany przy MAK Edmund Klich. I podkreślił, że jego zdaniem raport będzie wiarygodny. - Będzie wiarygodny, choć na pewno przeciwnicy będą go krytykować i mówić, że nie było pełnych dokumentów, że raport był zrobiony w oparciu o niepełne dane, będą zarzucać, że nie ma wraku. Ja twierdzę, że informację, które już posiada strona polska wystarczają do napisania dobrego raportu - powiedział Klich.
Jego zdaniem pomimo tego "chciałoby się mieć więcej dowodów, np. dokumentów dotyczących działania służb na lotnisku w Smoleńsku". Ale pewne jest jedno, że duża cześć przyczyn katastrofy leży po stronie polskiej. - Ja cały czas mówię, że większość przyczyn katastrofy leży po stronie polskiej i wynika z niewłaściwego szkolenia personelu lotniczego, z braku symulatorów lotu, braku przestrzegania pewnych procedur itd. Pewne przyczyny mogą też leżeć po stronie rosyjskiej tj. zbyt późne podanie komendy horyzont czy też w ogóle zezwolenie na podejście do lądowania w tych warunkach, w których bezpieczne lądowanie nie było możliwe - stwierdził Klich. Ma też nadzieję, że "polski raport jest o wiele szerszy niż raport MAK i sięga o wiele głębiej do przyczyn i okoliczności zdarzenia".
Nie w pełni dobry
Konieczność najwyższej rzetelności raportu podkreślił także pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy mec. Rafał Roglaski. W TVN24 stwierdził, że ma dużo wątpliwości dotyczących tego dokumentu. - Raport może być nierzetelny, w szczególności jeśli nie opiera się na dowodach, które mają kluczowe znaczenie. Chodzi tu głównie o wrak samolotu i oryginały nagrań z wieży kontroli lotów. Materiał, na którym w dużej części opiera się komisji ministra Millera ma w bardzo dużym stopniu charakter pochodny, a nie pierwotny - powiedział mecenas. Podkreślił jednak, że do momentu, aż będzie mógł się z nim zapoznać nie chce deprecjonować tego dokumentu.
Polska komisja została powołana 15 kwietnia 2010 r. przez MON. Miała badać okoliczności tragedii równolegle do rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), działającego na podstawie konwencji chicagowskiej. W jej skład weszło 34 ekspertów z różnych dziedzin, w tym m.in. piloci cywilni i wojskowi, a także np. prawnicy specjalizujący się w prawie lotniczym i meteorolodzy. Do 28 kwietnia zeszłego roku jej pracami kierował szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich, ponieważ jednak został przedstawicielem Polski akredytowanym przy MAK, na polecenie premiera Donalda Tuska, funkcję tę objął Miller.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: EAST NEWS