W Gdańsku ważą się losy debaty premiera ze stoczniowcami, a na Wiejskiej zdania podzielone. – Donald Tusk używa stoczniowców jako mięsa armatniego w PR-owskich zagrywkach – grzmiał Jacek Kurski (PiS). – Związkowcy mają tylko argument siły – nie zgodził się Stanisław Żelichowski (PSL). – Debata to czysta propaganda – podsumował Grzegorz Napieralski (SLD).
W poniedziałek na kilka godzin przed spotkaniem premiera ze związkowcami przedstawiciele Solidarności Stoczni Gdańskiej i OPZZ zapowiedzieli, że nie przyjdą na debatę. Zarzucili Tuskowi, że zapraszając na nią dwa mniejsze stoczniowe związki zawodowe chciał wprowadzić tam "konia trojańskiego". Następnie zgodzili się na debatę, ale w innym miejscu – pod bramą stoczni. Premier zdania nie zmienia: czeka w auli Politechniki.
Zdaniem internautów, którzy zagłosowali w naszej sondzie (a było ich blisko siedem tysięcy), debata tylko z małymi związkami nie ma sensu - tego zdania jest 64 procent. 27 procent jest przeciwnego zdania, a 8 procent uważa, że to spotkanie od początku było bezsensowne.
Kurski: kompromitacja rządu
PiS i SLD bez niespodzianek rację w sporze przyznają związkowcom, PO i PSL stoją po stronie rządu. - Premier próbuje używać stoczniowców jako mięsa armatniego w swoich PR-owskich zagrywkach – uważa Jacek Kurski. Jego zdaniem traktowanie dużych związków na równi z związkami "figuranckimi, które są satelitami Tuska" przypomina praktyki komunistów z lat 80. - Kompromitacja. Rozmowa z własnymi kumplami czy agenturą nie jest żadną debatą – stwierdził poseł PiS.
Niesiołowski: niepoważna PiSowska przybudówka
Stefan Niesiołowski odpowiedział w podobnej formie. Według niego największy stoczniowy związek jest „PiSowską przybudówką”. - To jest kolejny dowód tego, że tym ludziom się w głowie poprzewracało. Myślą, że mają 10 milionów członków, że są tą wielką „Solidarnością”. A są żałosnym PiSowskim cieniem i nie traktowałbym poważnie tego, co ci ludzie mówią – uważa wicemarszałek
Napieralski: czysta propaganda
Z kolei zdaniem Grzegorza Napieralskiego organizowanie debaty w czasie kampanii wyborczej to czysta propaganda, a jej odwołanie było do przewidzenia. - Apeluję do Donalda Tuska, aby wziął się do rzetelnej pracy w sposób nie propagandowy, nie kampanijny. Martwię się, bo to, czy premier straci 5 proc. w słupkach to mało istotne, pytanie czy dojdzie do porozumienia, bo to ratunek dla polskiej gospodarki – napominał polityk SLD.
Żelichowski: nie mają argumentów
Szef klubu PSL Stanisław Żelichowski wsparł rząd. - Chodziło o to, że miała być debata na oczach opinii publicznej, żeby zwyciężyła siła argumentu, a nie argument siły. Widocznie te dwa największe związki mają tylko argument siły, nie mają siły argumentu i dlatego odmówiły udziału w debacie, bo wiedzą, że ich argumenty pękłyby jak bańka mydlana – ocenił.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Adam Gzell