Premier podaje prawdziwą kwotę pomocy publicznej dla Stoczni Gdańskiej. Nie wiem, czy zarzut kłamstwa ze strony związkowców bierze się z celowej dezinformacji, czy niewiedzy - powiedział w TVN24 Sławomir Nowak, szef gabinetu politycznego Donalda Tuska. I przypomniał, że raport NIK, na który się powołują, jest cząstkowy.
Temperatura sporu na linii premier-związkowcy znów wzrosła. Stoczniowcy z „Solidarności” zarzucają szefowi rządu już nie tylko to, jak się zachował odnośnie debaty, ale też co podczas niej powiedział.
Ich zdaniem Donald Tusk kłamał podając, że kwota pomocy publicznej, jakiej udzielono Stoczni Gdańskiej wyniosła 600-700 mln zł. Według nich jest to suma kilkakrotnie niższa, czyli 80 mln zł.
"Niewiedza, czy celowa dezinformacja?"
- Premier mówi prawdę. To jest 686 mln zł pomocy publicznej – powiedział Nowak, podkreślając jednocześnie, że nie wie czy ze strony związkowców jest to celowa dezinformacja, czy raczej niewiedza.
- Raport NIK dotyczy małego fragmentu pomocy publicznej. Dobrze jest spojrzeć na cały obrazek. A na tym obrazku są różne formy pomocy publicznej, które wymienił premier, czyli umorzenia, pożyczki i gwarancje – powiedział Nowak.
I dodał: - Być może mówią o jakimś fragmencie. Ponieważ raport NIK odnosi się do pomocy publicznej udzielonej przez Agencję Rozwoju Przemysłu, ale to była tylko jedna z agend, które wsparły stocznię.
"Prowadzimy troskliwą prywatyzację"
Związkowcy z "Solidarności" mają do rządu pretensje, że "rozłożył" Stocznię Gdańską. Podczas poniedziałkowej debaty premier zapewnił, że nie zostawi stoczniowców z Gdańska bez pomocy w przypadku, gdyby Komisja Europejska nie zaakceptowała planu restrukturyzacji zakładu.
- Nie mogę postawić Stoczni Gdańskiej w stan upadłości, bo jest własnością prywatną. Jednak, gdyby coś takiego się stało, to daję gwarancje, że gdańscy stoczniowcy nie będą w gorszej sytuacji niż ci z Gdyni i ze Szczecina - oświadczył premier.
Stoczniowa specustawa obejmuje tylko zakłady w Gdyni i Szczecinie. Zgodnie z jej zapisami, pracownicy tych dwóch stoczni, którzy tracili pracę dostawali średnio po 40 tys. zł odprawy.
- Różnica jest taka, że tam, gdzie państwo było właścicielem prowadzimy troskliwą prywatyzację. W przypadku Stoczni Gdańskiej prywatyzacja nie była przeprowadzona przez nas, tylko przez poprzedni rząd. Pamiętam pana Guzikiewicza i Gałęzewskiego, którzy się domagali dokończenia prywatyzacji. A pan Gałęzewski jest w radzie nadzorczej tej stoczni, a więc nadzoruje zarządzanie spółką - powiedział Nowak.
mac/tr
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24