Do tragedii doszło we wsi Drobin koło Płocka. 60. letni Lech Wojnowski jechał rowerem do domu. Był zdrowy i trzeźwy. Staranował go samochód prowadzony przez kierowcę, który nie miał prawa jazdy. Starał się o nie kilka lat temu, ale odmówiono mu, bo cierpi na poważną wadę wzroku: astygmatyzm nadwzroczny i niedowidzenie. Mimo to kupił samochód i nim jeździł.- To oznacza brak ostrości, zamazywanie obrazu, zaburzenie precyzyjnego widzenia ruchu - tłumaczy prof. Jerzy Szaflik, okulista. Według niego, osoba cierpiąca na taką chorobę może mieć poważny problem z dostrzeżeniem osoby na drodze na tyle wcześnie, aby odpowiednio zareagować. To samo stwierdzili biegli podczas procesu.
Rowerzysta sam sobie winien?
Pomimo tego sąd orzekł, że kierowca nie jest winny wypadku i ukarał go mandatem za jazdę bez dokumentów. Odpowiedzialny za tragedię ma być rowerzysta, bo bez wyraźnej przyczyny miał wykonać gwałtowny manewr i wyjechać na środek drogi, wprost pod nadjeżdżający samochód.Córka zabitego nie pogodziła się z takim wyrokiem. Ona oraz jej adwokat twierdzą, że sąd właściwie nie ustalił, jak przebiegł wypadek. Nie wziął też pod uwagę tego, że w samochodzie były niesprawne hamulce. - Sąd nie zrobił praktycznie nic - twierdzi mec. Żaneta Jankowska-Łada Sąd drugiej instancji podważył wcześniejszy wyrok, bo podczas jego wydawania zignorowano kwestię wady wzroku kierowcy i nie ustalono dokładnie, jak właściwie doszło do wypadku. Sprawę cofnięto do sądu rejonowego w Sierpcu już niemal dwa lata temu. Od tego czasu niewiele się zmieniło. Dopiero niedawno doszło do pierwszej rozprawy, na której zdecydowano, że proces musi zostać powtórzony.
Autor: mk/ja / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: TTV