W maju Donald Tusk mówił powodzianom: trzeba zapamiętać, kto co spieprzył i rozliczyć to przy urnach. Zdecydowana większość samorządowców z terenów, które kilka miesięcy temu znalazły się pod wodą, zachowała swoje posady, lub ma na to wielkie szanse. Czy oznacza to, że tak świetnie spisali się w czasie powodzi? Nie zawsze. Czasami powodzian było po prostu zbyt mało, by ich głos wystarczył do zmian w lokalnych władzach. Najlepiej pokazuje to przykład gminy Gorzyce.
Przed kilkoma tygodniami dziennikarze tvn24.pl zapytali mieszkańców zalanych w maju i czerwców gorzyckich wsi, jak oceniają działania lokalnych władz w czasie powodzi. Mieszkańcy Trześni, Orlisk, Furman i Sokolnik powtarzali zgodnie, że na swojego dotychczasowego wójta nie zagłosują, ale pewnie i tak pozostanie on na stanowisku. Dlaczego? - Bo wie, gdzie jest więcej wyborców. Dlatego chodniki kładzie teraz w niezalanych Gorzycach. To ich mieszkańcy dadzą mu zwycięstwo - tłumaczył wtedy Józef Kaput, 70-latek z Trześni. Tak się stało. Marian Grzegorzek na razie przewodzi w walce o fotel wójta. W pierwszej turze uzyskał 40.82 procent głosów. "Dogrywka" zapowiada się jednak bardzo ciekawie.
Gdyby nie miasto...
Grzegorzek nie wygrał w żadnej z wymienionych, zalanych wiosną, wsi. W Furmanach uzyskał 21.43 proc. głosów (wszystkie dane ze stron PKW z godziny 8.00 - red.). Przegrał z niezależnym kandydatem Stanisławem Krawcem (33,57 proc.), z którym zmierzy się w drugiej turze i Andrzejem Stasiakiem (28,93 proc.). W Sokolnikach na Grzegorzka głosowało tylko 15,50 proc. wyborców (znów trzecie miejsce na czterech kandydatów). W Trześni dotychczasowy burmistrz także zajął przedostatnie miejsce. Zdobył tam 24,85 procent głosów. Trochę lepiej wypadł w Orliskach, ale tam też musiał uznać wyższość Krawca.
Frekwencja w każdej wsi była wysoka (W Orliskach i Furmanach prawie 50-procentowa), ale głosy ich mieszkańców nie wystarczyły do odwołania Grzegorzka. Dotychczasowy burmistrz wygrał bowiem wyraźnie w niezalanych przez powódź Gorzycach, gdzie uprawnionych do głosowania było prawie sześć tysięcy osób.
Zalany w 90 procentach przez powódź Wilków (województwo lubelskie) też będzie miał nowego-starego wójta. Na początku listopada mieszkańcy mówili nam, że na wybory pójdą tłumnie. I poszli. Do Urzędu Gminy w Wilkowie ważny głos do urny wrzuciło w niedzielę aż 64,5 proc. uprawnionych. Aż 67,8 procent z nich zagłosowało na obecnego wójta Grzegorza Teresińskiego (w całej gminie uzyskał 66.10 proc. poparcia).
Sandomierz bez niespodzianki
W pierwszej turze walkę, tyle że o fotel burmistrza, zakończył też Jerzy Borowski - dotychczasowy włodarz Sandomierza. Jego świetny wynik nie jest niespodzianką. Od wielu tygodni mieszkańcy zadawali sobie tylko pytanie, czy zdoła wygrać już w pierwszej turze. Skąd wziął się tak dobry wynik Borowskiego? Przede wszystkim z powodzi. Burmistrz zebrał wówczas bardzo dobre oceny od powodzian. Był jednym z nich.
- Trzeba było go widzieć jak klął na służby ratunkowe, które w maju zostawiły nas o 2 w nocy na wale. Albo jak żona na niego krzyczała, że dom go za mało obchodzi, tylko to miasto i miasto – mówił nam kilka tygodni temu Michał, właściciel zalanego przez wodę warsztatu samochodowego. Sam Borowski skromnie przyznawał, że być może kilka rzeczy można było zrobić lepiej. Śmiał się jednak ze swoich konkurentów, którzy w trakcie kampanii grali powodzią.
To on okazał się jej największym wygranym. Zebrał 56,08 procent głosów i drugiego Macieja Skorupę wyprzedził aż o prawie 43 punkty procentowe. Na burmistrza został wybrany trzeci raz z rzędu.
W Kobiernicach nikt nic nie "spieprzył"
Podobnie w gminie Porąbka (woj. śląskie) wybory wygrał dotychczasowy wójt. Czesław Bułka pierwszą turę zakończył z wynikiem prawie 59 proc. poparcia. W tyle zostali trzej kontrkandydaci, a wójt zapewnił sobie reelekcję na czwartą kadencję.
Zalane podczas wiosennej powodzi Kobiernice, które leżą na terenie gminy, zasłynęły, gdy 18 maja odwiedził je Donald Tusk. Mieszkańcy wylewali swoje żale, a premier mówił: - Wody mamy tutaj po kolana. Co możemy zrobić? Są dwa modele postępowania: albo jeden będzie pokazywał na drugiego – "ten winien", "tamten winien", albo zapamiętać, kto co zawalił, kto co spieprzył.
Bułka tłumaczy, że w kilka miesięcy po powodzi emocje opadły, a mieszkańcy dokonali racjonalnego wyboru. – Jeżeli ktoś naprawdę coś spieprzył, to trzeba to zweryfikować i trzeba to później rozliczyć, ale tutaj nikt nic nie spieprzył – podkreśla i dodaje, że w maju sytuacja była wyjątkowa.
Plany na nadchodzącą kadencję? Zabezpieczenie brzegów górskiej rzeki Soły, która zalewa mieszkańców Kobiernic i sąsiednich gmin. Dotychczas na odbudowę wałów i usuwanie szkód popowodziowych gmina wydała przez cztery lata blisko 34 mln zł, czyli tyle ile wynosi roczny budżet gminy Porąbka.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24