Posłowie, którzy nie wzięli udziału w głosowaniu albo nie poparli projektu ustawy liberalizującej prawo aborcyjne, przedstawiają cztery główne tłumaczenia. Miał im przeszkodzić stan zdrowia, poczucie bezsilności lub nieobecność w Sejmie z przyczyn niezależnych. Część twierdzi, że głosowała zgodne z własnym światopoglądem.
Troje posłów Platformy Obywatelskiej zagłosowało za odrzuceniem projektu łagodzącego obecne przepisy aborcyjne. 29 posłów PO i 10 Nowoczesnej nie wzięło udziału w głosowaniu.
Głosowanie odbyło się w środę o godzinie 22.42. Jego przedmiotem był wniosek o odrzucenie w pierwszym czytaniu przygotowanego przez komitet "Ratujmy Kobiety 2017" obywatelskiego projektu ustawy o prawach kobiet i świadomym rodzicielstwie. Zakładał on między innymi wprowadzenie prawa do usuwania ciąży do 12. tygodnia - na żądanie kobiety - oraz przywrócenie sprzedaży tabletek "dzień po" bez recepty.
Postawa posłów, którzy nie poparli obywatelskiego projektu, wywołała burzę w opozycyjnych ławach w Sejmie. Władze Platformy i Nowoczesnej twierdzą, że prace nad obywatelskim projektem będą kontynuowane. Stało się jednak inaczej. Liderzy PO i Nowoczesnej mieli szanse przeprowadzić go do dalszych prac, bo opowiedziało się za tym 58 posłów Prawa i Sprawiedliwości. Plany władz PO i .N nie powiodły się, bo zabrakło im głosów w ich własnych szeregach.
Część posłów, którzy postąpili wbrew woli władz partii, przedstawiło publicznie tłumaczenia swojej decyzji.
Zdrowie posłom nie dopisywało
Troje posłów Platformy twierdzi, że na obecność na głosowaniu nie pozwolił im stan zdrowia.
"Szanowni Państwo, wyjaśniam. Z przyczyn zdrowotnych WCZORAJ W OGÓLE NIE BYŁO MNIE W SEJMIE. Ani na komisjach, ani na głosowaniach. W wyniki braku dziennikarskiej rzetelności i plotek pojawiła się informacja, że nie wziąłem udziałów w głosowaniu. To NIEPRAWDA" - zapewnił poseł Arkadiusz Myrcha z PO [pisownia oryginalna - przyp. red.].
Szanowni Państwo, wyjaśniam. Z przyczyn zdrowotnych WCZORAJ W OGÓLE NIE BYŁO MNIE W SEJMIE. Ani na komisjach, ani na głosowaniach. W wyniki braku dziennikarskiej rzetelności i plotek pojawiła się informacja, że nie wziąłem udziałów w głosowaniu. To NIEPRAWDA
— Arkadiusz Myrcha (@ArkadiuszMyrcha) 11 stycznia 2018
Prostując - nie jest prawdą, że byłem w Sejmie i jedynie nie wziąłem udziału w głosowaniu. Z przyczyn zdrowotnych nie było mnie cały dzień . https://t.co/b72QbHCaWX
— Arkadiusz Myrcha (@ArkadiuszMyrcha) 11 stycznia 2018
Przyczyny zdrowotne jako powód nieobecności w Sejmie wymieniła również inna posłanka PO, Joanna Augustynowska. W serwisie społecznościowym napisała:
"Moja nieobecność w parlamencie wynika z powodów zdrowotnych i ścisłych zaleceń lekarskich dotyczących leczenia. Chcę mocno podkreślić, że jestem zwolenniczką edukacji seksualnej, oraz liberalizacji prawa aborcyjnego" - przekonywała Augustynowska.
W dniu sejmowego głosowania i również dzień wcześniej zdrowie miało nie dopisywać również Kindze Gajewskiej z PO. Posłanka określiła swój stan jako "bardzo zły". Przeprosiła wyborców za swoją nieobecność i zapewniła, że jest jej "niewymownie przykro".
Szanowni Państwo,
bardzo przepraszam za moją nieobecność podczas tych bardzo ważnych głosowań. Jest mi niewymownie przykro, jednakże ze względu na bardzo zły stan zdrowia nie mogłam uczestniczyć w pracach Sejmu zarówno wczoraj, jak i dziś.— Kinga Gajewska (@gajewska_kinga) 11 stycznia 2018
Część internautów powątpiewała w zapewnienia Kingi Gajewskiej o dwudniowej niedyspozycji. Zauważyli, że pierwszego dnia, gdy stan jej zdrowia miał być "bardzo zły", brała udział w spotkaniu z wyborcami w Łomiankach
Właśnie rozpoczęliśmy @K_Obywatelski w Łomiankach. Z @joannamucha rozmawiamy o Polsce XXI. Frekwencja dopisała, to będzie ciekawa dyskusja. pic.twitter.com/WDNz20pEw0
— Kinga Gajewska (@gajewska_kinga) 9 stycznia 2018
"Głosy i tak są policzone i ode mnie nic nie zależy"
Część spośród nieobecnych posłów wyraziła ubolewanie i zdezorientowanie zarazem. Twierdzili, iż byli przekonani, że projekt obywatelski zostanie odrzucony już na wstępnym etapie prac sejmowych, nawet przy pełnym poparciu wszystkich posłów opozycji.
- Wydawało mi się, że głosy i tak są policzone i ode mnie nic nie zależy. Po co się więc w tę niepotrzebną debatę angażować? Wynik końcowy wydawał się przesądzony, że PiS zagłosuje za projektem zaostrzającym - tłumaczył swą nieobecność na głosowaniu Antoni Mężydło z PO.
Również Elżbieta Gelert z Platformy oświadczyła, że nie była obecna na głosowaniach, bo uznała ich wynik za z góry przesądzony.
- Nie uważam, żeby w obecnej kadencji Sejmu, gdy PiS ma większość, jakiekolwiek zmiany poza radykalizacją prawa, mogły wejść w życie - oświadczyła posłanka.
Podobnych argumentów użyła parlamentarzystka tego samego ugrupowania Alicja Chybicka.
- Gdybym to przewidziała, to dzisiaj zagłosowałabym, żeby on [projekt - red.] poszedł do komisji - wyjaśniała dziennikarzom. Część mediów podaje, że Chybicka wcześniej twierdziła w jednym z serwisów społecznościowych, iż nie zagłosowała świadomie, a wpis ten został następnie usunięty.
"Za absurdalne uważam karanie posłów za to głosowanie"
Część posłów, którzy nie poparli obywatelskiego projektu, informuje, że ominęła głosowanie z przyczyn niezależnych od siebie.
"Wicemarszałek Sejmu Barbara Dolniak była nieobecna na posiedzeniu Sejmu w dniach 9-11 stycznia 2018 r. Nieobecność ta została spowodowana sprawami rodzinnymi i została ustalona wcześniej z Marszałkiem Sejmu. Został on o tym fakcie poinformowany pismem z dnia 2 stycznia 2018 r." - poinformowało w piątek 12 stycznia po południu biuro komunikacji Nowoczesnej.
Również poseł Włodzimierz Karpiński z PO przekonywał, że nie mógł stawić na głosowaniu z przyczyn, które nie były zależne od niego.
"Oświadczam, że dnia 10 stycznia w ogólnie nie brałem udziału w głosowaniach ze względów niezależnych ode mnie. Gdybym mógł to byłbym w Sejmie. Jednocześnie nigdy nie ukrywałem swoich konserwatywnych poglądów. Za absurdalne uważam karanie posłów za to głosowanie" - napisał Karpiński.
Oświadczam, że dnia 10 stycznia w ogólnie NIE brałem udziału w głosowaniach ze względów niezależnych ode mnie. Gdybym mógł to byłbym w Sejmie.
Jednocześnie nigdy nie ukrywałem swoich konserwatywnych poglądów. Za absurdalne uważam karanie Posłów za to głosowanie. 1/2— Włodzimierz Karpiński (@wlkarpinski) 11 stycznia 2018
Nie wszyscy posłowie opozycji za rozszerzeniem prawa do aborcji
Jednym z trojga posłów opozycji obecnych na głosowaniu, a głosujących wprost za odrzuceniem obywatelskiego projektu, był Jacek Tomczyk z Platformy.
- Głosowałem zgodnie z własnym sumieniem. To jest dobry obyczaj parlamentarny, który zawsze panował nie tylko w Platformie Obywatelskiej, ale we wszystkich klubach w polskim parlamencie, że w sprawach światopoglądowych posłowie głosują zawsze zgodnie z własnym sumieniem i rozliczają się z tego głosowania przed swoimi wyborcami - wyjaśniał poseł PO. - To jest pierwszy taki przypadek, gdy po wielu latach, zasada która nas łączyła, została złamana przez władze klubu i wprowadzono dyscyplinę, próbując łamać posłom kręgosłupy - podkreślał.
Wprowadzenie dyscypliny w głosowaniu nad kwestią aborcji skrytykował inny poseł Platformy Tomasz Głogowski, który jednak był nieobecny na głosowaniu.
"Dziś trafiało do mnie wiele gratulacji za taką postawę. Dziękuję za nie, choć są przesadzone, gdyż co to za odwaga - wiadomo, że nie popieram postulatu aborcji na żądanie i chyba nikogo to nie zaskoczyło" - napisał w mediach społecznościowych Głogowski.
Nocne głosowanie z 10 stycznia nie było pierwszym, w którym konserwatywni posłowie Platformy postąpili wbrew woli kierownictwa partii. W 2013 roku głośnym echem w polityce odbiło się głosowanie aż 46 posłów klubu wówczas rządzącej PO za odrzuceniem projektu ustawy o związkach partnerskich, wskutek czego projekt upadł. Byli wśród nich również wtedy Głogowski i Tomczyk oraz Marek Biernacki i Joanna Fabisiak, którzy w minioną środę zagłosowali za odrzuceniem obywatelskiego projektu łagodzącego zakaz aborcji. Cztery lata temu w głosowaniu światopoglądowym nie obowiązywała w PO dyscyplina. Dwa dni temu już tak.
"Nikt mi nie powie, że to tylko zlepek komórek"
Z przyczyn światopoglądowych nie wzięła udziału w głosowaniu również Kornelia Wróblewska z Nowoczesnej. Powiedziała, że opowiada się za większym dostępem do antykoncepcji i edukacji seksualnej, ale nie poprze aborcji na żądanie.
- Nigdy nie uznam, że trzymiesięczny płód nie jest dzieckiem, bo ja przed chwilą urodziłam dziecko. Nikt mi nie powie, że to tylko zlepek komórek - oświadczyła Wróblewska.
Autor: jp / Źródło: tvn24.pl