W sytuacji pożaru lub dymu w kabinie zawsze jest podejmowana decyzja o natychmiastowym powrocie. Samolot musi być na ziemi w ciągu dosłownie kilku minut - mówił we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 pilot liniowy, kapitan Jakub Benke. Odniósł się do dwóch awaryjnych lądowań, do których doszło w czwartek na lotnisku Chopina.
W czwartek nad ranem samolot transportowy musiał awaryjnie lądować na warszawskim lotnisku Chopina z powodu pożaru silnika. Do akcji wkroczyła straż pożarna.
Następnie samolot Polskich Linii Lotniczych LOT lecący z Warszawy do Zurychu zawrócił na to lotnisko niedługo po starcie. - Załoga podjęła decyzję po podejrzeniu powstania zadymienia w kabinie. Zgodnie z procedurami, samolot został skierowany do lądowania o godzinie 8:32 - informował rzecznik prasowy Polskich Linii Lotniczych LOT Michał Czernicki.
"Całe lotnisko jest do dyspozycji samolotu"
O obowiązujących w takich przypadkach procedurach mówił w piątek we "Wstajesz i wiesz" kapitan Jakub Benke, pilot liniowy, prezes Bartolini Air. - W momencie, kiedy pilot zgłasza lądowanie awaryjne, uruchamiany jest cały szereg procedur lotniskowych, w związku z tym inne samoloty są odsyłane najpierw do strefy oczekiwania, potem na inne lotniska. Całe lotnisko jest do dyspozycji samolotu, który ląduje awaryjnie - tłumaczył.
Służby ratownicze - jak mówił - "ustawiają się w pozycji gotowej do działania, czyli przy progu pasa, na którym ląduje samolot". - W momencie, kiedy on przelatuje nad progiem pasa, ruszają w pościg za nim, tak, żeby w momencie, kiedy stanie, natychmiast być gotowym do działania, przede wszystkim do gaszenia ewentualnego pożaru - dodał.
"W przypadku pożaru i dymu samolot musi być na ziemi w ciągu kilku minut"
Benke podkreślił, że każda usterka dostrzeżona po starcie sprawia, że załoga samolotu rozważa, "czy musimy wracać do lotniska startu, czy też możemy kontynuować lot". Pilot zaznaczył, że czasami okazuje się, iż są to drobne usterki, z którymi można w sposób niezauważalny dla pasażerów dotrzeć do portu docelowego.
Dodał, że "w momencie, kiedy coś jest poważniejszego, to kapitan decyduje o powrocie".
- Natomiast ma jeszcze decyzję do podjęcia, czy zgłaszać sytuację awaryjną czy nie. W sytuacji pożaru lub dymu w kabinie, a takie mieliśmy zdaje się wczoraj nad Warszawą, zawsze decyzja jest o powrocie natychmiastowym. W przypadku pożaru i dymu samolot musi być na ziemi w ciągu dosłownie kilku minut, bo 10 czy 12 minut może wystarczyć, żeby samolot zaczął się tak intensywnie palić, że już nie wróci na ziemię - wyjaśnił pilot.
W takim przypadku, kontynuował, "zgłaszamy sytuację awaryjną, zgłaszamy Mayday, zawracamy do lotniska i w czasie zawracania wykonujemy swoje wewnętrzne procedury awaryjne, czyli gasimy pożar (...) lub też izolujemy lub oddymiamy, w zależności od tego, co się dzieje ".
Zrzucanie paliwa? "Legenda"
Kapitan Benke ustosunkował się też do kwestii ewentualnego zrzucania paliwa przez samolot lądujący awaryjnie. Zauważył, że mniejsze samoloty, takie jak boeing 737 czy airbus 320 - czyli te, którymi na co dzień latamy po Europie - nie mają w ogóle funkcji zrzucania paliwa.
- To jest taka legenda dotycząca samolotów długodystansowych. Takie samoloty, którymi latamy na co dzień, na krótkich dystansach lądują po prostu od razu. Czasami, jeżeli mają dużo paliwa na pokładzie, to jest procedura lądowania z masą przekraczającą dopuszczalną masę do lądowania. Ale samoloty są do tego przygotowane. Jeżeli lądowanie będzie miękkie, to ten samolot bez problemu jest w stanie wylądować i wyhamować na pasie, z którego wystartował - tłumaczył kapitan.
Autor: js//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt24