Pies przewodnik niemile widziany? Niewidomi walczą z restauracją

Do incydentu doszło 2,5 roku temu w jednej z restauracji w Warszawie.

Pani Dorota, która jest niewidoma i na co dzień korzysta z pomocy swojego psa-przewodnika Pako, chciała coś zjeść wspólnie z dwoma innymi, również niewidomymi znajomymi. Jednemu z nich także towarzyszył wyszkolony pies.

To miało jednak nie spodobać się kelnerom w lokalu. - Zostaliśmy wyproszeni. Padło stwierdzenie, że nasze psy mogą pogryźć dzieci, które znajdują się w środku - wspomina pan Sebastian, jeden ze znajomych pani Doroty.

Szef restauracji tłumaczy, że obsługa nie zrobiła nic złego. - Wchodzą goście bez rezerwacji, więc proponujemy im wolne miejsce. Nie było wolnego miejsca, było wolne miejsce na patio - relacjonuje pan Piotr.

Kłopot w tym, że nad Warszawą przechodziła wtedy ulewa. - Jeśli nawet takie zdanie padło, to już na przysłowiowe "odwal się". My żeśmy wiedzieli co się dzieje na zewnątrz, bo uciekliśmy przed wielkimi grzmotami - mówi pani Dorota.

Sprawa ostatecznie trafiła do sądu. Pani Dorota i jej znajomi domagają się przeprosin i 50 tys. złotych na cele charytatywne. Ich pełnomocnicy przekonują, że w restauracji doszło do dyskryminacji, bo ich klienci mieli prawo zająć miejsce w lokalu tam, gdzie chcieli.

Wcześniej sprawą zajął się już wydział karny sądu, który jednak nie podzielił tej oceny i oczyścił z zarzutów dwóch pracowników restauracji.

To jednak nie koniec sądowej batalii w całej sprawie, bo równolegle właściciel lokalu wytoczył pani Dorocie i jej przyjaciołom pozew za "rozprowadzanie nieprawdziwych informacji" dotyczących zajścia w restauracji, za co również domaga się przeprosin.

Autor: ts/gry / Źródło: tvn24