- Na pewno mamy poważne napięcie i w tej sytuacji, która ma miejsce, premier Morawiecki nie miał innego wyjścia, jak nie pojechać - ocenił w "Kropce nad i" w TVN24 były premier Leszek Miller, odnosząc się do decyzji premiera Mateusza Morawieckiego o wycofaniu polskiej delegacji z planowanego szczytu Grupy Wyszehradzkiej i Izraela. Ostatecznie szczyt się nie odbędzie, a zastąpią go rozmowy dwustronne.
W dniach 18-19 lutego w Jerozolimie miał się odbyć szczyt Grupy Wyszehradzkiej (V4) z udziałem Polski, Czech, Słowacji i Węgier. W poniedziałek przed południem polski premier Mateusz Morawiecki poinformował jednak o odwołaniu wizyty polskiej delegacji z powodu wypowiedzi pełniącego obowiązki szefa izraelskiej dyplomacji Izraela Kaca na temat "polskiego antysemityzmu wyssanego z mlekiem matki".
"Premier Morawiecki nie miał innego wyjścia"
Sytuację po słowach Izraela Kaca komentowali w "Kropce nad i" w TVN24 byli premierzy Leszek Miller i Kazimierz Marcinkiewicz. Leszek Miller, pytany o ocenę decyzji Mateusza Morawieckiego o wycofaniu się ze szczytu, odpowiedział, że "na pewno mamy poważne napięcie i w tej sytuacji, która ma miejsce, premier Morawiecki nie miał innego wyjścia, jak nie pojechać". - Szkoda, że pojechali inni szefowie rządów Grupy Wyszehradzkiej, bo wprawdzie Grupa się nie zbiera, ale będą bilateralne rozmowy - mówił Miller.
Przyznał, że "gdyby nie pojechali (do Jerozolimy - red.) koledzy pana premiera Morawieckiego, to impuls niezgody z tym, co słyszymy ze strony polityków izraelskich, byłby zdecydowanie silniejszy".
Ocenił również działania polskiej dyplomacji w tej sprawie.
- To, co widać w polskiej dyplomacji, to błąd, który wynika z przekonania, że interesy są drugorzędne, że można robić politykę za pomocą emocji, wspomnień, nieuzasadnionych nadziei, a jak przychodzi co do czego, to widzimy jak naprawdę jest - stwierdził.
Miller zwracał również uwagę, że w Izraelu trwa kampania przed wyborami parlamentarnymi, które odbędą się tam 9 kwietnia. - Likud, a więc partia Netanjahu i tych wszystkich konserwatystów i nacjonalistów, jest zagrożona w perspektywie utrzymania władzy i oni jeszcze niejedną rzecz zrobią, żeby złapać te kilka procent głosów - ocenił Miller.
"Minister izraelski Kac jest nacjonalistą izraelskim i mówił takie bzdury"
Kazimierz Marcinkiewicz zwracał uwagę, na rolę, jaką w stosunkach polsko-izraelskich odgrywa polityka historyczna. Stwierdził, że "polityka historyczna w wykonaniu PiS dopuściła nacjonalistów do sfery publicznej" . - Nacjonaliści zawsze byli, oni się nawet specjalnie nie powiększają, ale ich głos został jakby oficjalnym głosem w państwie - ocenił. - Nacjonaliści są wszędzie tacy sami - dodał.
Odnosząc się bezpośrednio do wypowiedzi Izraela Kaca stwierdził, że "tu mamy do czynienia z nacjonalizmem izraelskim". - Minister izraelski Kac jest nacjonalistą izraelskim i mówił takie bzdury - wskazywał Marcinkiewcz.
Były premier mówił także, że "musimy walczyć ze swoim nacjonalizmem, bo mamy go dużo, ale musimy także walczyć z nacjonalizmem izraelskim, jeśli uderza w nasze interesy, w nasze imię".
"Żadne silne państwo europejskie nie zgodziłoby się na organizację tej konferencji"
Byli szefowie polskiego rządu oceniali także konferencję bliskowschodnią, która odbyła się w Warszawie 13-14 lutego, a którą Polska organizowała wspólnie ze Stanami Zjednoczonymi.
Kazimierz Marcinkiewicz ocenił, że "to jest pijarowska konferencja Trumpa i Netanjahu". - Wykorzystali Warszawę do tego, żeby zrobić sobie pijar, zupełnie kosztem Polski. Oni wykorzystali sobie Warszawę absolutnie do swoich celów, a Netanjahu, w sposób totalnie bezczelny, wykorzystał Warszawę do robienia swojej własnej kampanii wyborczej - mówił.
Jak ocenił, "to jest błąd pozwolenia zrobienia tej konferencji tu, błąd zwołania (szczytu - red.) Grupy Wyszehradzkiej w Izraelu, to jest naprawdę błąd za błędem".
Leszek Miller stwierdził z kolei, że "żadne silne państwo europejskie nie zgodziłoby się na organizację tej konferencji". - Dlatego, że było oczywiste, że trzeba będzie wejść w konfrontację z Unią Europejską - stwierdził.
- Błąd polskich władz polega na tym, że chcą mieć jak najlepsze kontakty z Amerykanami, będąc w pewnej opozycji do Unii Europejskiej. Tylko zapominają o jednym - Amerykanie, kiedy będą mieli do wyboru - interes Polski czy Izraela - wybiorą zawsze interes Izraela, dlatego że potężna diaspora żydowska w Ameryce ma takie wpływy, że żaden polityk amerykański nie stanie wbrew interesowi Izraela - tłumaczył.
Autor: mjz/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24