- Uważajcie, ostrożnie. Katapultujcie się - to ostatnie słowa między wieżą a załogą Su-27 jakie padły podczas Air Show 2009 w Radomiu. Chwilę potem ponad 100 tys. ludzi zobaczyło nad lasem wielką chmurę dymu. Tak tragicznie zakończył się spektakularny pokaz białoruskich pilotów.
Mija rok od tragicznej niedzieli 30 sierpnia, kiedy na lotnisku w Radomiu podczas pokazów Air Show rozbił się białoruski samolot Su-27. Do katastrofy doszło o 13.17, kilka minut po starcie. Na oczach ponad 100 tys. ludzi po wykonaniu kilku efektownych figur samolot nieoczekiwanie znikł za drzewami. Po chwili widać już było tylko wielką chmurę dymu i łunę ognia. (CZYTAJ WIĘCEJ)
Samolot białoruskich sił powietrznych rozbił się niewiele ponad 600 metrów od widzów, między miejscowością Małęczyn i Maków, w odległości 100 m od zabudowań. Na szczęście nikt spoza dwuosobowej załogi nie ucierpiał.
Jak doszło do katastrofy?
Mimo roku jaki mija od czasu zdarzenia, polska opinia publiczna wciąż nie poznała przyczyn tragicznego lotu. Polscy śledczy, którzy przez kilka miesięcy pracowali nad badaniem katastrofy przyznali, że udało się ustalić jak doszło do tragedii. Jednak decyzję o tym, by ujawnić przyczyny zdarzenia pozostawili stronie białoruskiej. Ta mimo wielu obietnic nie zdecydowała się na to. Śledztwo w sprawie katastrofy już kilka godzin po katastrofie wszczęła Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Do polskich ekspertów dołączyli także śledczy wojskowi z Białorusi i powołano wspólną polsko-białoruską komisję. Przez kilka miesięcy prowadzone były dwa odrębne śledztwa. Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie ze względu na śmierć sprawcy umorzyła śledztwo w sprawie katastrofy białoruskiego samolotu. Polski MON nie ujawnił treści raportu opracowanego przez wspólną komisję. Zgodnie z międzynarodową umową – wyniki raportu może przedstawić jedynie strona białoruska.
Przyczyny ostatecznie nieznane
Według pierwszych informacji Białoruskiego Ministerstwa Obrony, piloci mieli problemy techniczne, do silnika maszyny miały dostać się ptaki. Inna z wersji mówiła o bezpośrednim błędzie pilotów, którzy mieli przecenić możliwości samolotu. Eksperci jako bezpośrednią przyczynę katastrofy wskazywali też na problem z pokładowymi urządzeniami elektronicznymi. Jednak żadna z tych wersji do dzisiaj nie została oficjalnie potwierdzona.
Ostatnie sekundy lotu: katapultujcie się!
W katastrofie białoruskiego samolotu zginęło dwóch niezwykle doświadczonych pilotów. Od startu pokazu byli pod opieką ich białoruskiego instruktora, który z wieży wydawał komendy i informował o możliwym niebezpieczeństwie. Jeszcze przed startem mówił do swoich kolegów: - Przed wzlotem uspokoić się. I jak w domu - mówił spokojnie. (CZYTAJ WIĘCEJ)
Po 3 minutach pokazu pojawiła się komenda: - Po skończeniu figury odezwijcie się. (...) Schodźcie na 150 metrów. Ostrożnie. (...) 1,2,3 (...) Su-27 wychodź! Wychodź! Katapultuj się! Katapultuj się!
Pułkownik Aleksandr Marfickij i Aleksandr Żurawlewicz katapult nie użyli. Ich ciała znaleziono kilkanaście minut po katastrofie.
Kolejny tragiczny pokaz
Zgromadzeni na Air Show widzowie tuż po katastrofie na kilka minut zamarli. W ciszy wysłuchali komunikatu prowadzącego o tragicznym zdarzeniu. Organizatorzy zdecydowali się odwołać pokazy.
To nie pierwszy tak tragiczny finał radomskiego pokazu. 1 września 2007 roku doszło do zderzenia dwóch z sześciu maszyn grupy akrobatycznej "Żelazny" z Zielonej Góry wykonujących manewr mijania - elementu figury akrobatycznej zwanej „rozetą”. Każda z maszyn rozwija w tej akrobacji prędkość ok. 300km/h. Piloci wykonywali akrobacje na samolotach Zlin. W wypadku zginęli 62-letni ppłk. Lech Marchelewski – lider i założyciel zespołu "Żelazny" oraz 24-letni pilot Piotr Banachowicz.
Rosyjski Su-27
Su-27 o NATO-wskim kodzie „Flankier” jest myśliwcem przechwytującym. Kiedy konstruowano go na przełomie lat 70. i 80. XX wieku, miał być radziecką odpowiedzią na Amerykańskiego F-15. Maszyna może osiągać prędkość 1350 km/h., ma zasięg 3750 km. Zasadniczo występuje w wersji jednoosobowej, choć niektóre jego odmiany – jak ten białoruski – przeznaczone są dla dwóch osób.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24