Przed katowickim sądem odbędzie się dziś trzecia rozprawa w procesie Katarzyny W., oskarżonej o zabicie swej półrocznej córki Magdy. Zeznawać jako świadek ma Krzysztof Rutkowski, właściciel agencji detektywistycznej.
Sprawa Katarzyny W. zaczęła się 24 stycznia 2012 r., gdy policja przekazała mediom informację o zaginięciu półrocznej dziewczynki z Sosnowca.
Według relacji matki dziecko miało zostać porwane z wózka w centrum miasta. Ostatecznie na początku lutego ciało dziecka znaleziono w zrujnowanym budynku w parku przy torach kolejowych w Sosnowcu.
To właśnie Krzysztofowi Rutkowskiemu, właścicielowi agencji detektywistycznej, który zaangażował się w poszukiwania małej Magdy Katarzyna W. wyznała, że dziecko nie zostało uprowadzone.
Katarzyna W. nie przyznaje się do winy
Proces Katarzyny W. rozpoczął się miesiąc temu. Pierwsza rozprawa zakończyła się odczytaniem zeznań Katarzyny W. ze śledztwa.
23-latka oświadczyła wtedy, że nie przyznaje się do winy. Skorzystała też z prawa do odmowy składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania.
Wcześniej stwierdziła, że Magda zmarła na skutek wypadku, ponieważ dziecko wypadło jej z rąk na podłogę, gdzie zmarło po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza.
Katarzynie W. - oprócz uduszenia córki - zarzucono zawiadomienie organów ścigania o niepopełnionym przestępstwie oraz tworzenie fałszywych dowodów, by skierować postępowanie przeciw innej osobie. Prokurator Zbigniew Grześkowiak nie przedstawił tego dnia pełnego, liczącego 180-stron aktu oskarżenia. Za zgodą stron odczytał sentencję oskarżenia oraz najważniejsze jego wnioski. Jak mówił, rzekome uprowadzenie małej Magdy było zręcznie zaaranżowanym spektaklem, a kluczowe w sprawie okazały się wyniki sekcji zwłok potwierdzające fakt uduszenia dziecka. Według śledczych, kobieta przygotowywała plan zabicia córeczki co najmniej od 19 stycznia. Obciążają ją m.in. wpisy w wyszukiwarce internetowej - szukała informacji na temat zatrucia tlenkiem węgla, dochodzenia policyjnego w takich przypadkach oraz zasiłku pogrzebowego i pochówku dzieci. Matka Magdy wchodziła też na strony producentów trumien i zakładów pogrzebowych - wynika z aktu oskarżenia. Według prokuratury, Katarzyna W. chciała najpierw zatruć dziecko tlenkiem węgla. To jednak nie powiodło się. W dniu zbrodni miała rzucić córeczką o podłogę, a kiedy okazało się, że dziecko przeżyło, udusić je. Prok. Grześkowiak podkreślił m.in., że uduszenie dziecka nastąpiło przez celowe, 4-5 minutowe zatkanie dróg oddechowych. - Wbrew twierdzeniu oskarżonej, że niesione przez nią na rękach sześciomiesięczne niemowlę odepchnęło się nagle od jej tułowia ( ), po czym pokonało w powietrzu około metra i upadło na podłogę, gdzie po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza do płuc zmarło, wiemy dzisiaj (...), że śmierć Magdaleny W. była wynikiem celowego działania nakierowanego na pozbawienie jej życia" - zaakcentował podczas pierwszej rozprawy prokurator Grześkowiak.
Jawny proces
Przed rozpoczęciem procesu obrońca Katarzyny W. z urzędu mec. Arkadiusz Ludwiczek ponowił i szczegółowo uzasadnił swój wcześniejszy wniosek o jego utajnienie. Poparła go oskarżona. Sąd zdecydował jednak, że proces będzie jawny.
Przewodniczący składu sędziowskiego Adam Chmielnicki zaznaczył, że jawność procesu "jest w istocie gwarancją kontroli społecznej". Nie wykluczył utajnienia poszczególnych części postępowania obejmujących np. relacje prywatne czy rodzinne oskarżonej oraz świadków. Sąd zezwolił przedstawicielom radia i telewizji na dokonywanie nagrań obrazu i dźwięku z rozprawy - z wyjątkiem części dotyczącej rozpatrywania dowodów, np. wysłuchiwania zeznań świadków. Oznacza to zakaz obecności kamer i fotoreporterów podczas większości procesu. Jak powiedział sędzia, sprawa ma charakter szczególny, a najważniejszą przesłanką jej jawności są skutki apelu oskarżonej o poszukiwanie rzekomo uprowadzonego dziecka.
Sędzia przypomniał, że odpowiedź na ten apel była bardzo szeroka, ludzie wykazywali bezinteresowną solidarność, angażując się w poszukiwania. Dlatego społeczeństwo - jak zaznaczył sędzia - ma teraz prawo do poznania następstw sprawy.
Sąd wskazał też na konieczność zakończenia spekulacji co do przebiegu objętych aktem oskarżenia wydarzeń oraz możliwego udziału w nich innych osób.
Zeznania pierwszych świadków
Podczas drugiej rozprawy, która odbyła się 4 marca, Sąd Okręgowy w Katowicach przesłuchał pierwszych czterech świadków, którzy jaki ostatni widzieli małą Magdę żywą: Roberta R. (dziennikarza regionalnego portalu), Anetę J. (sąsiadkę, która ostatni raz widziała Madzię żywą), Piotra O. (sąsiada z kamienicy, konkubenta Anety J.) i Tomasza M. (przyjaciela Bartosza W. - męża Katarzyny W.).
Pierwszym przesłuchanym przed sadem świadkiem był dziennikarz portalu patriot24.net Robert R., który - według doniesień mediów - ma ważne informacje i nagrania dotyczące Katarzyny W. (redakcja portalu mieści się w lokalu, którego właścicielem jest Krzysztof R.).
Robert R. odmówił jednak odpowiedzi, czy posiada jakieś nagrania związane z Katarzyną W., powołując się na tajemnicę zawodową. Sąd zdecydował o zwolnieniu świadka z tajemnicy zawodowej, za czym wcześniej opowiedziały się i prokuratura, i obrona. Strony argumentowały, że wiedza Roberta R. może mieć istotne znaczenie dla sprawy.
Już za zamkniętymi drzwiami świadek zeznawał blisko dwie godziny. Później w rozmowie z dziennikarzami nie chciał mówić o szczegółach. Sugerował, ż Katarzyna W. po urodzeniu dziecka była w depresji poporodowej. Według prokuratora Zbigniewa Grześkowiaka świadek nie dołączył żadnego dowodu do akt sprawy. Inny świadek, Tomasz M., przyjaciel ojca Magdy - Bartłomieja, szczegółowo opowiadał, co pamięta z 24 stycznia 2012 r. Tego dnia rano pojechał z Bartłomiejem do jego pracy, by zawieźć zaświadczenie lekarskie. Później wrócili do mieszkania W.
Pomiędzy godz. 15 a 16 zaczęli się przygotowywać do wyjścia; mieli pojechać do centrum handlowego. W tym samym czasie Katarzyna wybierała się z Magdą do rodziców. Mężczyźni znieśli wózek dziecięcy przed dom. Według świadka Katarzyna wróciła jeszcze na chwilę po coś do mieszkania. Jak wspominał M., gdy już wsiedli do samochodu, Bartłomiej prosił, by jechać powoli i w ten sposób "odprowadzić" Katarzynę do końca ulicy. Barłomiej zwrócił uwagę na jakiegoś mężczyznę z dzieckiem, który wydał mu się podejrzany - zeznał świadek. Niedługo później dostał telefon od Bartłomieja z informacją, że Magdę uprowadzono, a Katarzyna została pobita i trafiła do szpitala. Włączył się w poszukiwania, a nocą razem z Bartłomiejem odebrał Katarzynę ze szpitala. - Mówiła, że jeszcze to do niej nie dotarło, że jest pod wpływem leków - zeznał świadek. Przesłuchania M. nie udało się dokończyć, będzie wzywany do sądu jeszcze raz. Przed sądem zeznawali także sąsiedzi państwa W. Aneta J., która w sosnowieckiej kamienicy mieszkała pod małżeństwem W., jest jedną z osób, które jako ostatnie widziały Magdę żywą. 24 stycznia ok. godz. 16. spotkała Katarzynę W. z dzieckiem przed mieszkaniem. Jak mówiła, Katarzyna W. wyciągnęła dziecko z wózka, odwróciła je twarzą do sąsiadki i weszła na piętro do swojego mieszkania. Zarówno matka jak i dziecko uśmiechnęły się do sąsiadki. "Powiedziałam, że Madzia jest taka fajniusia" - wspominała J. Scharakteryzowała małżeństwo W. jako ludzi kulturalnych, spokojnych i uśmiechniętych, choć przyznała, że nie utrzymywała z nimi bliższego kontaktu. Z ich mieszkania nie słyszała żadnych niepokojących odgłosów. Także drugi świadek, partner Anety J. Piotr O. powiedział, że W. to "byli bardzo spokojni ludzie". Tylko raz z ich mieszkania słychać było odgłosy mogące świadczyć o imprezie, krótko po tym, jak się wprowadzili do kamienicy. Oskarżyciel Grześkowiak powiedział po rozprawie, że w złożonych w poniedziałek zeznaniach nic go nie zaskoczyło. Zarówno w zeznaniach Anety J. jak i drugiego świadka - jej partnera Piotra O. - pojawiają się informacje o problemach z piecami w mieszkaniu. Aneta J. miała pewnego dnia usłyszeć huk w nieużywanym piecu, a na podłogę wysypała się sadza. Podobne problemy miał też tego dnia inny sąsiad. Piotr O. wspominał, że kilka razy do mieszkania dostawał się dym z kominka. Pytał o to także małżeństwo W. Ci odpowiedzieli, że u nich z przewodami kominowymi i piecami wszystko w porządku. Według prokuratury zeznania te potwierdzają wersję o próbie zatrucia dziecka tlenkiem węgla. Obrońca oskarżonej mec. Arkadiusz Ludwiczek nie wykluczył, że w sprawie konieczna będzie uzupełniająca opinia biegłych. - Naszym zdaniem, one nie wskazują wszystkich możliwych przypadków, w których mogło dojść do uduszenia Magdaleny W. - powiedział adwokat po rozprawie.
Katarzyna W. obecnie przebywa w areszcie, który został jej przedłużony co najmniej do 14 lipca.
Autor: MAC/tr/k / Źródło: TVN24, PAP