- To było wstrząsające, ale nic nie wskazywało, na to, co się stanie za chwilę - tak jedna z dziennikarek, które uczestniczyły w konferencji prasowej w siedzibie poznańskiej Prokuratury Wojskowej, wspomina oświadczenie płk. Mikołaja Przybyła. Potem prokurator prosi o chwilę przerwy. Pada strzał. Dziennikarze wracają. - Jezu! Czy jest puls? - krzyczą jedni. - Oddycha - uspokajają inni.
Takiego zakończenia konferencji nikt się nie spodziewał. Dziennikarze wspominają - to był szok. - Nic nie wskazywało na to, że będzie próbował popełnić samobójstwo. Był zdenerwowany, ale dla nas to było zrozumiałe - mówi Karol Kański z Radia TOK FM. Dziennikarz podkreśla, że tematy, które płk Przybył poruszył w swoim oświadczeniu, odbierał bardzo osobiście (m.in. likwidacja wydziału ds. przestępczości zorganizowanej i włączenia go do prokuratury cywilnej, co - zdaniem Przybyła - niweczy wieloletnie działania poznańskich śledczych).
Nic nie wskazywało na to, że będzie próbował popełnić samobójstwo. Był zdenerwowany, ale dla nas to było zrozumiałe. Karol Kański (Radio TOK FM)
"Jezu! Czy jest puls? Oddycha!"
Godz 10.17. Na prośbę prokuratora dziennikarze opuszczają pomieszczenie. Na miejscu pozostają włączone kamery. Prokurator poleca zamknąć drzwi, odchodzi na bok. Słychać szczęk przeładowywanej broni. Strzał. Upadek prokuratora rejestruje w kącie obiektywu jedna z kamer.
- Czekający za drzwiami dziennikarze usłyszeli huk, z początku sądzili, że upadła jedna z pozostawionych tam kamer - wspomina Łukasz Wójcik z TVN24. - Cofnęliśmy się z powrotem do tej sali, zobaczyliśmy otwarte okno, ktoś powiedział: "był strzał" - dodaje Karol Kański (Radio TOK FM).
Myślałem, że zemdlał, podszedłem do niego i zobaczyłem kałużę krwi. W tym momencie nie wiedziałem, że strzelił sobie w twarz, bo nie widziałem pistoletu. Dopiero po chwili kolega mi uświadomił, że obok leży broń, ja jej nie widziałem w pierwszej chwili. Łukasz Cieśla ("Polska Głos Wielkopolski")
Jeden z dziennikarzy próbuje reanimować Przybyła, inni dzwonią pod nr 112, jeszcze inni rejestrują całe zdarzenie. - Pomóżcie mi, no kurczę, pomóżcie mi natychmiast - krzyczy dziennikarz, który jako pierwszy podbiegł do leżącego prokuratora. - Myślałem, że zemdlał, podszedłem do niego i zobaczyłem kałużę krwi. W tym momencie nie wiedziałem, że strzelił sobie w twarz, bo nie widziałem pistoletu. Dopiero po chwili kolega mi uświadomił, że obok leży broń, ja jej nie widziałem w pierwszej chwili - relacjonuje Łukasz Cieśla ("Polska Głos Wielkopolski").
Chaos w sali się nasila. - Strzelił sobie w twarz! - ktoś stwierdza. Ktoś inny gorączkowo pyta: - Czy jest puls? - Oddycha - uspokajają kolejni.
- W pokoju obok były tylko dwie sekretarki, nie było innych prokuratorów, zaczęliśmy ich szukać na własną rękę, mówić co się stało - opowiada Kański. Dopiero po kilku minutach - wspomina - zaczęła pojawiać się Żandarmeria Wojskowa, potem przyjechała karetka pogotowia.
We wtorek opuści szpital
Pułkownik trafił do poznańskiego szpitala. Okazało się, że odniesione obrażenia są powierzchowne, nie zagrażają jego życiu. Wieczorem przeszedł zabieg chirurgiczny w związku z raną postrzałową głowy. Teraz, w ocenie lekarzy, czuje się dobrze. Ma pozostać w szpitalu do wtorku. Jednak nie wiadomo, czy opuści szpital kliniczny i zostanie przeniesienie do innej lecznicy, czy też wyjdzie do domu.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24