Pomówili ich przestępcy i choć sądy oczyściły policjantów z zarzutów, straconej reputacji nikt im nie przywróci. Wojciech Lenk spędził rok w areszcie, Piotr Łukasiński został skuty w kajdanki na oczach kolegów z pracy. - To lepiej nic nie robić, wtedy człowiek nie jest narażony na takie sytuacje - mówią niesłusznie oskarżeni funkcjonariusze.
Do historii dwóch niesłusznie oskarżonych, a potem uniewinnionych policjantów dotarł reporter TVN24. Pierwszy z nich, Wojciech Lenk, spędził rok w areszcie.
- Przez 356 dni nie wyszedłem z celi do łaźni, nie wyszedłem na spacer. Wychodziłem z celi tylko na widzenia z żoną i adwokatami. Nie przyjąłem żadnego posiłku więziennego. Jadłem tylko, to co żona mi dawała w paczkach, to co mogłem kupić z tzw. więziennych wypisek – opowiada były policjant Wojciech Lenk. Za kratki trafił na podstawie zeznań dwóch przestępców (oskarżonych wcześniej m.in. o kradzieże samochodów, wymuszenia, napady), którzy twierdzili, że współpracował z mafią.
Poważne zarzuty... tylko w mediach
- Moja rodzina otrzymywała listy z pogróżkami. Firmę mojej żony okradziono trzy razy w tym czasie, chcąc jej udowodnić, kto tu teraz rządzi. Moją żonę, moje dzieci lżono, wyzywano od najgorszych. I taka była atmosfera tych pierwszych dni. Wręcz dostawała listy nakazujące jej wyprowadzić się z tego miasta, bo nie chcą mieszkać z rodziną bandyty, szefa mafii – mówi były policjant.
Sprawa Lenka ciągnie się już 7 lat. Został zatrzymany na warszawskim Okęciu w 2002 roku, kiedy wracał z rodziną z wakacji. Był wówczas komendantem jednostki w Radomsku i miał za sobą 24 lata służby, a to zatrzymanie odbiło się szerokim echem w mediach. – Jest on oskarżony o udział w zorganizowanej grupie zbrojnej – mówił dziennikarzom ówczesny rzecznik prokuratury apelacyjnej w Krakowie Wojciech Miłoszowski. Jednak przed sądem takie zarzuty nie padły.
Uniewinniony i co z tego
Akt oskarżenia wpłynął do sądu we wrześniu 2006 roku. Krakowska prokuratura okręgowa zarzucała mu m.in. przyjęcie łapówki w celu "ukręcenia" śledztwa prowadzonego przeciwko jednemu z podejrzanych oraz groźby karalne. Sąd pierwszej i drugiej instancji uniewinnił Lenka z 6 na 8 zarzutów, jeden uznał za przedawniony, a kolejny – za czyn o znikomej szkodliwości.
Lenk po roku w areszcie wyszedł na wolność i postanowił przejść na emeryturę. Jednak ze względu na toczące się śledztwo nie mógł odejść zachowując wszystkie należące mu się ze względu na staż pracy i stanowisko przywileje. Został wysłany na emeryturę "dla dobra służby" – czyli ze zmniejszoną stawką. Dwukrotnie próbował prowadzić własny biznes, jednak łatka kryminalisty odstraszała wszystkich klientów. Przez proces ma kilkadziesiąt tysięcy złotych długów.
Policjant kontra właściciele agencji
To nie jedyny przypadek, gdy pomówienia przestępców zniszczyły życie policjanta.– Gdybym wiedział, że coś takiego mnie kiedyś za taką ciężką pracę spotka, na pewno bym nie próbował pracować tutaj - zapewnia Piotr Łukasiński, policjant z 19-letnim stażem, który też stał się ofiara takiej sytuacji.
W 2006 roku wszczął śledztwo przeciwko małżeństwu Leokadii i Ryszardowi K., którzy ostatecznie zostali skazani za sutenerstwo i wyłudzenia na szkodę skarbu państwa. Prawomocne wyroki sądu powinny były sprawę zakończyć, jednak dla policjanta był to dopiero początek. Małżeństwo K. jeszcze w czasie procesu zaczęło rozpowiadać, że Łukasiński prowadził sprawę przeciwko nim, bo chciał się pozbyć konkurencji (według nich miał udziały w innej agencji towarzyskiej) oraz że w śledztwie stosował nielegalne metody – m.in. wymuszał zeznania.
Wyprowadzony w kajdankach
- Na korytarzu sądu, w czasie jednej z rozpraw, oni głośno publicznie wypowiadali takie zarzuty wobec mnie. Przez myśl mi nie przeszło, że ktoś będzie w stanie potraktować te rzeczy poważnie – zapewnia Łukasiński. Za policjantem murem stanęli wezwani na świadków w tej sprawie mieszkańcy Bełchatowa. Skierowali nawet petycję do prokuratury rejonowej w Bełchatowie z prośbą o wszczęcie postępowania o pomówienie policjanta przeciwko małżeństwu K. Bełchatowska prokuratura wszczęła śledztwo z urzędu.
W tym samym czasie państwo K. zwrócili się ze swoimi rewelacjami do Wydziału Dochodzeniowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi. Tam złożyli zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. "Dochodzeniówka" przekazała sprawę do prokuratury, a prokuratura okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim zleciła zatrzymanie Łukasińskiego – mimo, że było to jedynie postępowanie przygotowawcze. 8 sierpnia 2006 roku policjant został w kajdankach na oczach kolegów wyprowadzony z komendy przez Biuro Spraw Wewnętrznych i zawieszony w czynnościach służbowych na pół roku.
Dwa śledztwa w jednej sprawie
Przez te pół roku Łukasiński był obiektem dwóch postępowań. Z jednej strony prokuratura rejonowa w Bełchatowie prowadziła śledztwo oskarżając K., że pomawiają Łukasińskiego, a z drugiej - prokuratura okręgowa w Piotrkowie (zwierzchnia wobec bełchatowskiej) badała, czy nie przekroczył uprawnień. Oba opierały się na tych samych zeznaniach państwa K.
26 października 2007 roku zapadł prawomocny wyrok skazujący K. za pomówienie Łukasińskiego. 31 października prokuratura okręgowa w Piotrkowie postanawia umorzyć śledztwo wobec niego, w uzasadnieniu do umorzenia argumentując, że Łukasiński wykazał się pełnym profesjonalizmem. Pieniędzy ani, co ważniejsze reputacji, nikt mu nie zwrócił.
Lepiej nic nie robić?
Funkcjonariusze coraz częściej mówią, że przypadki, gdy policjant zostaje pomawiany przez przestępcę, którego ściga, stały się plagą w ich pracy. - Jeżeli widzą, że ich kolega ma postawione zarzuty na podstawie pomówień osoby, która wcześniej była oskarżona, która wcześniej popełniła przestępstwo, odsiedziała wyrok i taka osoba pomawia policjanta po latach, prawda, to policjanci się po prostu boją. Boją się spotkać z taką sytuacją osobiście. I to powoduje paraliż naszej służby – mówi Zdzisław Jagiełło z policyjnego związku zawodowego.
Także rzecznik komendanta głównego Mariusz Sokołowski przyznaje, ze podobnych historii w ostatnich latach było za wiele. - Zbyt szybko podejmowano decyzje o zawieszaniu funkcjonariuszy, o tym żeby ich tymczasowo aresztować czy przedstawić zarzuty. Komendant główny policji skierował takie pismo do prokuratura generalnego, w którym prosi o bardzo dokładną ocenę ewentualnego materiału dowodowego przeciwko policjantom. Tym, którzy są pomawiani, a niekoniecznie są przestępcami w mundurach - zastrzega rzecznik.
- To lepiej nic nie robić, wtedy człowiek nie jest narażony na takie sytuacje – dodaje z goryczą Łukasiński
Łukasz Frątczak, TVN24, kaw /ola
Źródło: tvn24