"Szczury raciborskie palą podeszwy i uciekają z dala od Odry, na oślep, przed siebie. Tak samo, jak 10 lat temu i potem był potop" - wszystko zaczęło się od tego maila, którego portal TVN24.pl dostał od internauty.
Po trzech dnia deszczu nieprzerwanego w Raciborzu robi się nerwowo. - Ciśnienie od razu na 200 mi wyskoczyło. Spać nie umię. Ja to przeżyłem, ja wiem, co to jest! - przywitał nas pan Konrad Sroka. Miejska sieć kanalizacyjna właśnie wypełniła się po brzegi deszczówką. Straż odbiera zgłoszenia o podtopieniach i zalanych piwnicach.
Ludzie mieszkający w dzielnicach położonych nad Odrą stracili wszystko w powodzi 10 lat temu. Teraz już dwa dni opadów wystarczają, by z niepokojem zaczynali zaglądać w prognozy pogody dla Czech i górnego biegu Odry.
- Nowoczesna technika wspomagana przez Centrum Analiz Matematycznych w Warszawie sprawia, że na dwa, trzy dni przed powodzią będziemy wiedzieli, że idzie wielka woda - uspokaja Grzegorz Wawoczny, redaktor naczelny "Nowin Raciborskich" - największej w mieście lokalnej gazety.
Na najstarszych mieszkańcach dzielnicy Płonia, która najmocniej ucierpiała podczas powodzi, takie stacje meteorologiczne nie robią wrażenia. Ich zdaniem - znaki ostrzegawcze daje nam sama przyroda.
- Od dawna wiadomo, że kiedy statek ma zatonąć, pierwsze na najwyższych pokładach pojawiają się szczury - mówi TVN24.pl Jan Samek, pielęgniarz ze schroniska dla zwierząt w Raciborzu.
- Mieliśmy telefon od mieszkańca, który nas pytał, czy obserwujemy masową migrację szczurów - przyznaje pracownik Urzędu Miejskiego w Raciborzu. - Ale były też telefony o kosmitach - dodaje naprędce, żeby nie wzbudzać paniki.
Jak się później nieoficjalnie dowiadujemy, dla raciborskich służb miejskich to podstawowa zasada - ludzie i tak są już wyczuleni. Na wały powodziowe ciągną całymi dniami i z niepokojem sprawdzają ich stan.
Źródło: tvn24.pl; reuters
Źródło zdjęcia głównego: Wojciech Bojanowski