- Dolatując do tego samolotu wierzyliśmy, że po prostu potwierdzimy "Macie podwozie" - mówi kapitan Michał Kras, pilot F-16, który wraz z swoim kolegą kapitanem Krzysztofem Dudą eskortował uszkodzonego Boeinga 767 LOT-u, gdy ten szykował się do awaryjnego lądowania w Warszawie. - Niestety tak nie było - dodaje wojskowy.
Dwóch pilotów myśliwców F-16 pełniło w bazie w Łasku tak zwany dyżur alarmowy. Dwie maszyny i ich piloci stoją w gotowości do szybkiego startu, na wypadek właśnie między innymi takich sytuacji alarmowych.
Szybka pomoc
- Otrzymaliśmy sygnał, że Boeing 767 krąży nad Warszawą i ma problemy z podwoziem - mówi kpt. Kras. - W 10 minut byliśmy w powietrzu a w ciągu 16-18 byliśmy w kontakcie wzrokowym - dodaje pilot i mówi, że faktycznie nie było widać wysuniętego jakiegokolwiek podwozia.
Piloci F-16 zbliżyli się na ile tylko mogli do B767 i obejrzeli jego spód. - Instruowani przez załogę przekazywaliśmy wszystkie dane o jakie nas prosili - mówi kpt. Kras. - Byliśmy informowani przez pilota, co mamy sprawdzić i na co zwrócić uwagę - dodaje kpt. Duda. Załoga B767 i wojskowi lotnicy byli w ciągłym kontakcie radiowym.
Wzrokowa inspekcja spodu Boeinga potwierdziła, że podwozie na pewno nie "wyszło". - Proszę nam uwierzyć, gdybyśmy mogli, to byśmy ręcznie wyciągnęli je stamtąd - mówi kpt. Kras. Wojskowi mówią, że podczas lotu nie odczuwali specjalnych emocji, byli bowiem skoncentrowani na zadaniu.
Dzień później gładkie lądowanie kapitana Tadeusza Wrony obaj piloci najnowocześniejszych polskich myśliwców oceniają zgodnie: wielki kunszt. - Piękne lądowanie, rzekłbym idealne. Szacunek. Wielki szacunek - mówi kpt. Duda.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 (Fot. Kontakt24)