Psy od lat nie opuszczały kojca - tłumaczyli mieszkańcy Lipna. To zdaniem trenerki psów Agnieszki Kaniewskiej mogło być przyczyną agresywnego zachowania zwierząt, gdy wydostały się poza ogrodzenie. Dziewięcioletnia Julka własnym ciałem zasłoniła czteroletniego brata, kiedy zaatakowały. Została dotkliwie pogryziona. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Mieszkańcy Lipna w województwie kujawsko-pomorskim nie potrafią wyjaśnić, jak to możliwe, że dwa psy - bernardyn i owczarek niemiecki - znalazły się poza ogrodzeniem, na otwartym terenie.
Dorośli mieli problem, by odciągnąć agresywne zwierzęta
Psy z kojca zostały wypuszczone na teren posesji przez córkę właścicieli - wyjaśniała podkomisarz Małgorzata Małkińska z Komendy Powiatowej Policji w Lipnie.
- Natomiast jak doszło do tragedii i jak te psy się wydostały z posesji, będziemy ustalać - zastrzegła. - Psy wyszły na zewnątrz i zaczęły atakować bawiące się dzieci - dodała funkcjonariuszka.
Dzieci cieszyły się pierwszym śniegiem, zjeżdżały na sankach z niewielkiego wzniesienia koło domu. Psy rzuciły się na czteroletniego Kacpra, a jego siostra, dziewięcioletnia Julka, próbowała go ratować.
Dziewczynka rzuciła się w stronę chłopca, zasłaniając go własnym ciałem. Na pomoc Julce ruszył dziadek, ale zwierzęta były tak agresywne, że nawet dorośli mieli problem, by odciągnąć je od dziecka. Pogryziona dziewczynka trafiła do szpitala.
Dziewięciolatka w szpitalu
- Rany dotyczyły okolic pleców, skóry owłosionej głowy, policzka i niewielka [rana była - przyp. red.] na przedramieniu - poinformował Krzysztof Szczepański z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu, pytany o stan dziewczynki.
Rany goją się dobrze, a Julka jest w dobrym stanie. Za kilka dni powinna wrócić do domu. W rodzinnych Radomicach dla wszystkich jest już bohaterką.
- Postąpiła bardzo odważnie. Starała się brata ochronić. Niestety, sama doznała bardzo poważnych obrażeń - stwierdziła podkomisarz Małkińska. - W tej chwili już nie zagraża jej niebezpieczeństwo, natomiast jest po kilku zabiegach - dodała.
"Dużo frustracji, złości i nagromadzonej agresji"
Sąsiedzi mówili, że psy od lat nie opuszczały kojca. Zdaniem Agnieszki Kaniewskiej, trenerki psów, to może być powód agresywnego zachowania tych zwierząt.
- Jeśli pies był zamknięty przez lata na terenie i nagle coś się stało, że brama się uchyliła, to w tym psie jest tak dużo frustracji, złości i agresji nagromadzonej przez to, że miał oszczekiwać przechodniów, że on zaczyna być bardziej ekspansywny niż pies, który od początku porusza się swobodnie - tłumaczy.
W takich przypadkach zadaniem dorosłego jest przerwanie ataku, na przykład poprzez stanięcie między dzieckiem a psem i jak najszybsze wezwanie pomocy, na przykład straży miejskiej.
Jak właściwie odczytywać emocje psa?
Trenerce psów zdarzyło się odradzać rodzinom konkretne psy, właśnie ze względów bezpieczeństwa. Uczy pokojowego egzystowania psów z domownikami, także w mieszkaniach pełnych dzieci. Instruuje również, jak właściwie odczytywać emocje i mowę ciała zwierzaka. Przypomina, że za psa, który atakuje, odpowiedzialność karną ponosi właściciel. Za spowodowanie zagrożenia dla życia i zdrowia grozi do trzech lat więzienia.
Owczarek i bernardyn z Lipna są w tej chwili pod obserwacją weterynarzy. Za kilka tygodni mają oni podjąć decyzję, jaki będzie dalszy los zwierząt.
Autor: asty//now / Źródło: tvn24