Z oparzeniami chemicznymi jamy ustnej, przełyku i żołądka trafił do szpitala 2,5 letni chłopiec, który zjadł w sklepie granulki preparatu do udrażniania rur. Sprawą zainteresowała się prokuratura.
Tragiczną w skutkach historię opisał "Kurier Szczeciński".
9 kwietnia chłopiec przyszedł wraz z rodzicami do sklepu Netto przy ul. Wyszyńskiego w Stargardzie Szczecińskim. W pewnej chwili oddalił się, i ściągnął z niskiej półki "Kreta" - preparat do udrażniania rur i napełnił nim sobie buzię.
W ciągu 19 lat pracy nie spotkałam tak ciężkiego przypadku chemicznego poparzenia u małego pacjenta kret
Wszystko wydarzyło się za plecami rodziców. - Mąż się odwraca i patrzy, że dziecko w ustach kreta trzyma. Jak mąż krzyknął, to on wypluł tego kreta - relacjonuje matka poparzonego Adriana. - Zaczął krzyczeć i momentalnie zaczęło mu się siwe robić - takie spalone usta i krew w buzi - opowiada. Gdy chłopiec wypluł granulki, rodzice podali mu do wypłukania ust wodę gazowaną.
Nie wiadomo, jak chłopiec wydobył granulki z butelki. Ponieważ środek ma tzw. bezpieczną zakrętkę, rodzice przypuszczają, że butelka była otwarta.
Długa rehabilitacja
Skutki wypadku są bardzo dramatyczne - dziecko przebywa na oddziale intensywnej terapii szpitala przy ul. Wojciecha w Szczecinie. Lekarze jego stan określają jako średnio-ciężki. Ma poparzone 3/4 obwodu przełyku, żołądek, usta i język, tylną ścianę gardła. Nie wiadomo, czy uda się uratować zawiązki zębów stałych.
- Jego stan jest bardzo ciężki - mówi dr Magdalena Masłowska-Krzysztofik. I dodaje, że dziecko ze względów medycznych zostało wprowadzone w stan śpiączki farmakologicznej. Oddycha przy pomocy respiratora, karmione jest pozajelitowo. Jeśli przeżyje, czeka je długotrwała rehabilitacja i kalectwo.
- Najbardziej się obawiamy urazu języka. Język służy nie tylko do mówienia, ale też do połykania, do jedzenia. Nie wiadomo, jak będzie z jego ruchomością, jak będzie z odczuwaniem smaków - mówi dr Krzysztof Kowalski z oddziału intensywnej terapii szpitala dziecięcego w Szczecinie.
Dr. Kowalski zaznacza, że na razie lekarze nie są w stanie ocenić stopnia obrażeń przełyku. - Na dzisiaj bardzo mocno oparzone śluzówki jamy ustnej, czyli policzki i gardło - mówi.
Zarówno dr Masłowska-Krzysztofik jak i dr. Kowalski przyznają, że w ciągu 19 lat pracy nie spotkali tak ciężkiego przypadku chemicznego poparzenia u małego pacjenta. - Często trafiają do nas dzieci, które wzięły do ust granulki "Kreta", skuszone ładnym opakowaniem. Do tej pory kończyło się to poparzeniem warg, jamy ustnej, częściowo języka – mówi lekarka.
Kto zawinił? Ustali prokuratura
Pracownicy "Netto" utrzymują, że dziecko było pozostawione bez opieki i butelkę odkręciło samo. A sieć handlowa twierdzi, że nie zaniedbała żadnych procedur, koniecznych w sprzedaży niebezpiecznej substancji.
Od czerwca zmieniamy nakrętki "Kreta" na jeszcze mniejsze i bezpieczniejsze. Nie mamy natomiast wpływu na to, gdzie na półkach sklepy ustawiają nasze środki. kret
Po wypadku przeniosła jednak wszystkie niebezpieczne substancje na wyższe półki (nie ma norm, narzucających miejsce ekspozycji takich produktów).
Zapewniła też, że rozmawiała z producentem "Kreta", by zastosował w opakowaniach środka dodatkowe zabezpieczenie w formie aluminiowej osłonki na szyjce butelki.
Firma Global Cosmed twierdzi jednak, że nie ma takiej możliwości, by 2,5 letnie dziecko samo otworzyło butelkę z niebezpiecznymi granulkami. - To po prostu niemożliwe - twierdzi Barbara Hołubowska z Global Cosmed. - Od czerwca zmieniamy nakrętki "Kreta" na jeszcze mniejsze i bezpieczniejsze. Nie mamy natomiast wpływu na to, gdzie na półkach sklepy ustawiają nasze środki.
W sklepie jest monitoring, ale nie wiadomo jeszcze, czy kamery zarejestrowały ten wypadek. Po interwencji mediów sprawą zainteresowała się prokuratura.
Źródło: Kurier Szczeciński, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24