Pani Malwina swoje sześćdziesiąte urodziny świętować miała hucznie. Nie udało się: poślizgnęła się na posadzce, złamała rękę. Dziś ma siedemdziesiąt cztery lata i właśnie dostała ze szpitala pismo: jako że ręka krzywo się zrosła, w końcu zapraszamy na ponowne nastawianie. W kolejce czekała czternaście lat. - Śmiać się, czy raczej płakać? - zastanawia się z koleżanką.
Sześćdziesiąte urodziny pani Malwiny przypadły na Dzień Kobiet 2000 roku. - Nie robiło to na niej większego wrażenia, pamiętała, że trudniejsza była pięćdziesiątka. Długo jej przez gardło nie chciał przejść ten wiek, teraz już przywykła i pogodziła się z przemijaniem - przypomina sobie pani Krystyna, jej koleżanka. Przypadek pani Malwiny postanowiła opisać na swojej stronie internetowej.
Urodziny jej koleżanki przypadły na środek tygodnia. Ta imprezę postanowiła więc przenieść na weekend - żeby móc świętować razem z dziećmi i wnukami.
- Dzień wcześniej, kręciła się po kuchni przygotowując sałatki, piekąc ciasta, licząc ilu gości może się pojawić. Nie zauważyła, kiedy na podłogę spadł kawałek kartofla, nadepnęła na niego, poślizgnęła i ryp, z całym impetem runęła na podłogę - opisuje pani Krystyna.
"Totalna klęska"
Od razu mąż zawiózł ją do przychodni. Prześwietlenie pokazało złamanie kości, chirurg wsadził więc całą rękę w gips. - Sześć tygodni z głowy. Ani się umyć, ani posprzątać, nic. Totalna klęska - przypomina sobie pani Krystyna. - Jakże była więc szczęśliwa, kiedy nadszedł dzień zdjęcia gipsu - tłumaczy.
Niestety, jak informuje kobieta, okazało się, że ręka zrosła się krzywo. Pani Malwina wiedziała: trzeba będzie łamać kość i składać ją na nowo, żeby powrócić do sprawności. Ze skierowaniem poszła więc do szpitala. - Tam ją zapisali. I kazali czekać. Mówili, że nie wiedzą, kiedy będzie wolne miejsce. Ostatecznie ręka Malwiny to taka błahostka, że można z tym zaczekać, nie pali się - relacjonuje pani Krystyna. I pani Malwina czekała. Miesiąc, drugi, piąty, rok. - Mijały lata, Malwina zapomniała już o czekającym ją zabiegu, ręka też. Tylko odrobinę zniekształcony nadgarstek przypominał o swojej historii - opisuje Krystyna. Minęło czternaście lat. - Naprawdę. Minęło czternaście lat od momentu zapisania się i oczekiwania na termin, kiedy ze szpitala przyszło pismo, że ma się stawić na zabieg, z oryginalnym skierowaniem, niezwłocznie, w możliwie najkrótszym czasie, ale nie później niż w ciągu siedmiu dni. Niezwłocznie też, w czasie nie dłuższym niż siedem dni, należy zgłosić ewentualną odmowę i podać jej przyczyny. Inaczej skreślą z listy oczekujących na udzielenie świadczenia - dodaje pani Krystyna.
"Nieco oszołomiona"
Pani Malwina usiadła z pismem w ręku nieco oszołomiona. - Dziś ma 74 lata i już nie ma ochoty na ponowne łamanie ręki, nie ma też ochoty podawać z jakiego powodu - tłumaczy koleżanka. - Czy ja jestem jakaś wymagająca, czy służba zdrowia potraktowała mnie jak idiotkę? – zapytała ją pani Malwina. - Zresztą, chyba mają szczęście, że jeszcze żyję, bo chyba musieliby ekshumację moich zwłok zrobić, bym niezwłocznie mogła się zgłosić - cytuje koleżankę pani Krystyna. Od dawna nie ma też oryginalnego skierowania. - Przepadło, a może się rozpadło ze starości? - zastanawia się pani Krystyna. - Śmiać się, czy raczej płakać?
Szpital porządkuje listy
O sprawę zapytaliśmy dyrekcję Ortopedyczno-Rehabilitacyjnego Szpitala Klinicznego im. Wiktora Degi Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. Bo to właśnie Sekcja Ruchu Chorych tej placówki wysłała wezwanie na zabieg pani Malwinie po czternastu latach oczekiwania w kolejce.
- Aktualnie kolejki na hospitalizację w klinice traumatologii, ortopedii i chirurgii ręki są długie, czas oczekiwania aktualnie wynosi około 9 lat - wyjaśnia Regina Świokło, zastępca dyrektora ds. opieki zdrowotnej i pielęgniarstwa w poznańskim szpitalu.
Te kolejki zajmują pacjenci, którzy na izbie przyjęć zostali zakwalifikowani jako "stabilni", czyli niewymagający zabiegu w trybie pilnym. Taką pacjentką, czternaście lat temu, była również pani Malwina.
Nie ona jedna otrzymała właśnie pismo od szpitala, informujące o doczekaniu się na swoją kolej. Jak informuje dyrekcja placówki, pracownicy szpitala porządkują właśnie listy i próbują skrócić kolejki. Wysyłają więc pisma do najwcześniej zapisanych pacjentów, żeby dowiedzieć się, kto rzeczywiście jeszcze czeka na zbieg, a, kto zrezygnował ze swojego miejsca w kolejce, a jedynie "sztucznie" je zajmuje w systemie.
- Nie chodzi nam o to, żeby usunąć ludzi z kolejki, ale, żeby zrealizować hospitalizację u tych, którzy nadal czekają. Ale rzeczywiście, jest u nas długi czas oczekiwania - przyznaje Świokło.
Autor: Olga Bierut / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock