Jerzy Buzek zapewnia, że zdobycie fotela szefa europarlamentu nie zablokuje innych stanowisk dla Polaków. – Wszystko zależy od kandydatów, a mamy bardzo dobrych – mówi w „Faktach po Faktach”. Zapewnia też, że z Brukseli w ciągu najbliższych 5 lat nigdzie się nie wybiera.
Po rewelacyjnym – prawie 400 tysięcy głosów – wyniku Jerzego Buzka w eurowyborach pojawiły się spekulacje, że PO wykorzysta jego popularność nie tylko na unijnych salonach. Była mowa zarówno o wystawieniu jego kandydatury w prezydenckim wyścigu zamiast Donalda Tuska, jak i o przejęciu od niego fotela premiera i/lub szefa PO.
Buzek zdecydowanie przekreśla te pogłoski. Choć po dwóch i pół roku skończy się jego urzędowanie na stanowisku szefa Parlamentu Europejskiego, zostaje w polityce unijnej. – Kadencja trwa pięć lat. Mam zobowiązania wobec moich wyborców i zamierzam je wypełnić do końca – zapewnił.
"Umiem się nie zamykać (na argumenty)"
Pytany, czy jego stanowisko szefa PE – prestiżowe, ale w porównaniu na przykład z szefem Komisji Europejskiej mało decyzyjne – nie zablokuje Polsce szans na silnego komisarza, odparł: - Hiszpanie mieli szefa PE, bardzo ważną tekę w Komisji i wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej i wcale im to nie przeszkadzało. Niemcy z kolei mieli wiceprzewodniczącego Komisji i wiceszefa PE. Wszystko zależy od ludzi, a Polska promuje bardzo dobrych ludzi do Komisji – zapewnił.
Buzek wymienił też listę swoich priorytetów w tej kadencji. Jest wśród nich walka z bezrobociem, bezpieczeństwo energetyczne, kryzys demograficzny, partnerstwo wschodnie i zwiększenie zaangażowania kobiet w życiu publicznym. - Chciałbym, żeby po mnie został ślad. I to będzie polski ślad, bo widzę sprawy europejskie przez pryzmat Polski. Cieszy mnie to, że można Europejczykom wiele wytłumaczyć, trzeba tylko słuchać ich argumentów i nie zamykać się. A to umiem - podsumował.
Źródło: "Fakty" TVN