Bo nie usłyszała policyjnego koguta?

Ćwiklińska dwa tygodnie temu wjeżdżała na osiedle, kiedy policyjne auto jadące na interwencję wręcz wbiło się w jej samochód. Uderzenie było tak silne, że zepchnęło samochód kobiety z jezdni. Auto przejechało kilka metrów i uderzyło w mur. Najprawdopodobniej policjanci chcieli wyprzedzić jej auto. Z wypadku pani Jolanta nic nie pamięta. W szpitalu odnalazł ją mąż. - Nie znaczy, że jak jadę chwytać złodzieja to przy okazji mogę zabić pół miasta - mówi.

Brak informacji

Samochód Jolanty Ćwiklińskiej został odholowany na policyjny parking. Od tego czasu kobieta nie otrzymała żadnych informacji o przebiegu prowadzonego śledztwa. Nie widziała też protokołu ze zdarzenia. Ma żal do policji, że jej o niczym nie informuje.

Powinna ustąpić?

Według policji auto jechało na sygnale, więc pani Jolanta powinna zachować szczególną ostrożność. - Policjanci jechali na interwencję, nieoznakowanym radiowozem, a więc byli w sytuacji troszeczkę wyższej konieczności - mówi nadkom. Włodzimierz Kominek z komendy w Kędzierzynie Koźlu. - Oni mi zarzucają to, że ja nie słyszałam, że oni jechali na sygnale, ale ja tego naprawdę nie słyszałam - mówi pani Jolanta.

Mąż pani Jolanty, który chwilę po wypadku był na miejscu zdarzenia pyta, jakim cudem mogli jechać na sygnale, jak kogut był na tylnym siedzeniu. W sprawie jest wiele wątków, które dla poszkodowanej pani Joli i jej męża nie są jasne.

Kobieta już trzeci tydzień leży w szpitalu. Powoli wraca do siebie. Ma problemy z poruszaniem, wie, że czeka ją długa rehabilitacja. Ma nadzieję, że śledztwo wyjaśni wszystkie okoliczności tego zdarzenia.

Źródło: TVN24, PAP