Błąd pilota lub awaria maszyny - takie mogą być przyczyny katastrofy awionetki, do której doszło w nocy w pobliżu Góry Kamieńsk pod Radomskiem (woj. łódzkie). W wypadku zginęły dwie osoby - 71-letni instruktor i 36-letni właściciel awionetki. Dziś prace na miejscu katastrofy rozpocznie Komisja Badania Wypadków Lotniczych.
Jak dowiedział się reporter TVN24 przebywający w miejscu wypadku, za sterami maszyny prawdopodobnie siedział instruktor. Awionetka spadła do małego wąwozu chwilę po starcie. To utrudniało przeprowadzenie akcji ratunkowej. Jak poinformowali strażacy, na pokładzie nie doszło do pożaru.
Godzinę po...
Strażacy otrzymali wiadomość o katastrofie po godz. 19. - Awionetkę udało się znaleźć dopiero po godzinie od otrzymania zgłoszenia ze względu na zalesienie terenu - mówił rzecznik komendanta straży pożarnej Paweł Frątczak i dodał, że po odnalezieniu maszyny okazało się, że musiała ona najpierw spaść na drzewa, a potem na ziemię. - Do wypadku doszło tuż przy stoku narciarskim, który znajduje się na Górze - dodał rzecznik.
Po kilkudziesięciu minutach reanimacji prowadzonej przez strażaków mężczyźni, którzy znajdowali się na pokładzie samolotu, zmarli.
W środku lasu
Kpt. Artur Bartosik ze straży pożarnej w Radomsku potwierdził na antenie TVN24, że "już samo zlokalizowanie miejsca katastrofy i dotarcie do niego nastręczało trudności".
Strażak dodał też, że "szczęście w nieszczęściu" polegało w tej sytuacji na tym, że "to był teren z dala od zabudowań i nikt inny nie ucierpiał". - Z drugiej strony, gdyby teren był łatwiej dostępny, być może udałoby się pomóc jeszcze tym osobom - zakończył.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24