- Też mieliśmy postanowienie o proteście, ale po rozmowach z ministrem postanowiliśmy protest zawiesić - mówił w "Kropce nad i" Grzegorz Kucharewicz, prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej. Dodał, że wprawdzie aptekarze otrzymali zapewnienie od NFZ, że mogą sprzedawać leki z refundacją mimo stawianych przez lekarzy pieczątek, ale i tak robią to "ryzykując własne pieniądze". Z kolei prezes związku zawodowego lekarzy przekonywał, że stempel "Refundacja do decyzji NFZ" na recepcie ma jedynie "wymiar symboliczny".
Kucharewicz tłumaczył, że aptekarz, by mieć pewność, że nie zostanie nałożona na niego kara przez Narodowy Fundusz Zdrowia musi otrzymać prawidłowo wypisaną receptę, bez żadnych dodatkowych elementów. Mówił, że w związku z pieczątkowym protestem lekarzy tą samą drogą chcieli pójść aptekarze, ale w porę otrzymali gwarancję od Bartosza Arłukowicza i NFZ, że nie będą karani za realizację niepełnych recept na leki refundowane. - Postanowiliśmy dać ten kredyt zaufania ministrowi i nie protestować. Pacjent musi mieć zaopatrzenie w leki - argumentował szef NRA.
"To nie jest protest, tylko racjonalne zachowanie się lekarzy"
- To nie jest kwestia zaufania, tylko logiki postępowania lekarzy. To nie jest protest, tylko racjonalne zachowanie się lekarzy - stwierdził z kolei Krzysztof Bukiel, prezes Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy. Dodał, że "przystawianie pieczątki ma charakter symboliczny", bo uciążliwa nie jest sama pieczątki a to, że lekarz nie oznaczy na recepcie, czy pacjent jest ubezpieczony czy nie. Bukiel tłumaczył, że medycy nie chcą o tym rozstrzygać, bo zła decyzja wiąże się z karą pieniężną.
To nie jest kwestia zaufania, tylko logiki postępowania lekarzy. To nie jest protest, tylko racjonalne zachowanie się lekarzy Krzysztof Bukiel
Prezes mówił też o tym, dlaczego trudno jest lekarzom wpisywać stopień odpłatności dla leków, które są objęte jednym poziomem refundacji. - Nowe przepisy powodują, że nie wszystkie leki mają jeden poziom refundacji, chociaż wydawałoby się, że tak jest. Okazuje się bowiem, że poziom refundacji dla danego leku, danego producenta odnosi się tylko do zarejestrowanych wskazań. Mogą być takie cyrki, że ten sam lek w innej postaci ma wskazanie np. w astmie, a nie ma już w POChP (przewlekła choroba płuc - red.) i trzeba znaleźć lek, postać, producenta i charakterystykę produktu leczniczego, zobaczyć w jakim zakresie został zarejestrowany i dopiero wtedy można bez obawy o karę zaznaczyć poziom refundacji - argumentował Bukiel.
"Formalizm przy wypisywaniu recept został posunięty do granic możliwości"
W tej sytuacji bezradni są aptekarze, którzy wprawdzie mogą sprawdzić na jakich poziomach odpłatności jest dany lek, ale nie są w stanie stwierdzić, jak to się odnosi do danego pacjenta. - Żeby wskazać odpowiednią odpłatność potrzebujemy dokumentacji, do której przecież dostęp ma lekarz - tłumaczy Kucharewicz.
Przytoczył przykład silnego leku przeciwbólowego, który w przypadku chorego na raka jest bezpłatny, ale jako środek uśmierzający ból jest już płatny na poziomie 30 proc. - W takiej sytuacji możemy zrealizować receptę tylko na tym wyższym poziomie - wyjaśniał szef NRA i przyznał, że "formalizm przy wypisywaniu recept został posunięty do granic możliwości".
Krzysztof Bukiel stwierdził na koniec, że jeśli prezes NFZ Jacek Paszkiewicz wyda oświadczenie, że lekarze nie będą karani za złe wypisanie stopnia odpłatności na recepcie, to medycy zakończą akcję. Zaznaczył jednak, że "to, jak lekarz wypisuje receptę jest jego indywidualną sprawą".
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24