Zakończył się proces w sprawie zabójstwa warszawskiego policjanta Andrzeja Struja. Mateusz N., który dźgnął nożem policjanta, został skazany na 25 lat więzienia, a Piotr R., który w tym czasie go przytrzymywał, na 15 lat.
Uzasadniając swój wyrok sąd podkreślał, że Mateusz N. został skazany na 25 lat ponieważ działał z bezpośrednim zamiarem pozbawienia życia. Z kolei Piotr R., który przytrzymywał policjanta, gdy jego kolega zadawał ciosy nożem, działał jedynie z ewentualnym zamiarem pozbawienia życia - uznał sąd. Sam oskarżony utrzymywał, że tylko odciągał policjanta.
Prokuratura chciała dwóch kar po 25 lat
Prokuratura domagała się dla obydwu mężczyzn maksymalnych kar więzienia - po 25 lat. Prokurator Izabela Dołgań-Szymańska podnosiła przed sądem, że "najbardziej tragiczna w sprawie jest bezsensowność śmierci poszkodowanego". - Oskarżeni nie wahali się ani chwili, aby odebrać mu życie - mówiła prokurator. Jak dodała obaj zdawali sobie sprawę, że Struj jest policjantem, bo widzieli jego legitymację. Zaznaczyła, że nie dostrzega okoliczności łagodzących.
Pełnomocnik rodziny ofiary, mec. Leszek Cichoń, przyłączając się do wniosku prokuratora dodawał, że "sąd w wyroku musi pokazać, że państwo stoi za policyjną legitymacją".
Bez możliwości dożywocia
Obrona chciała natomiast uniewinnienia Piotra R. i wskazywała na okoliczności łagodzące odnośnie obu napastników. Obrońca Mateusza N., mec. Jerzy Jerzmanowski, mówił że zdaje sobie sprawę "z tragizmu zdarzenia i bólu, jaki przeżywa rodzina policjanta". Wskazywał jednak, że opinia biegłego o oskarżonym mówiła, iż "miał on kłopoty z postrzeganiem następstw swego postępowania".
Broniący Piotra R., mec. Radosław Baszuk powiedział natomiast, że prokuratura nie przedstawiła żadnych dowodów, iż jego klient działał wspólnie i w porozumieniu z Mateuszem N. i dlatego Piotr R. powinien być uniewinniony. Pytał, jak mogło dojść do porozumienia skoro tragiczne zdarzenie trwało od 5 do 10 sekund.
Oskarżonym nie groziło dożywocie, bo w momencie zdarzenia nie mieli ukończonych 18 lat.
Bo zwrócił uwagę
Andrzej Struj został zamordowany 10 lutego 2010 roku na przystanku tramwajowym na warszawskiej Woli po tym, jak zwrócił uwagę dwóm głośno zachowującym się mężczyznom. Jeden ze sprawców przytrzymał policjanta, drugi zadał mu kilka ciosów nożem. Mimo reanimacji, nie udało się go uratować. Kilka minut po zdarzeniu policja zatrzymała podejrzanych.
Policjant na medal
Struj służył w policji 15 lat. Pracował w wydziale wywiadowczo-patrolowym stołecznej komendy. Osierocił dwie córki. W dniu, w którym został zamordowany, był na urlopie. Pośmiertnie został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Krzyżem Zasługi za Dzielność. Został też awansowany na stopień podkomisarza.
Sprawa zabójstwa policjanta zbulwersowała opinię publiczną. Na przystanku tramwajowym, na którym doszło do tragedii, bez przerwy palą się znicze. Warszawiacy przynoszą kwiaty. Po tym wydarzeniu wzmocniono ochronę prawną funkcjonariuszy oraz osób, które nie będąc funkcjonariuszami publicznymi reagują na chuligańskie wybryki.
Źródło: PAP