O finansowych konsekwencjach, czekających uczestników piłkarskiej afery korupcyjnej, informuje "Gazeta Krakowska". Dziennik dowiedział się, że jeden z krakowskich arbitrów już rozpoczął gromadzenie funduszy, jakie będzie musiał oddać po prawomocnym wyroku. W tym przypadku chodzi o nieco ponad 100 tys. zł.
Póki co, zarówno on jak i pozostali "mają szczęście", bo na razie nie interesuje się nimi Urząd Skarbowy. Z prostego powodu: nie pozwalają mu na to przepisy, pisze gazeta. - Mamy zapis o dochodach ukrytych, po których wykryciu w normalnym postępowaniu ściąga się 75 proc. podatku, tłumaczy Magdalena Kobos, rzeczniczka Izby Skarbowej w Krakowie. - Ten przepis dotyczy jednak tylko takich sytuacji, jak np. praca na czarno. Trudno, żeby państwo ściągało podatek od działalności przestępczej, a proceder, o którym mówimy, taką działalnością bez wątpienia był. Tutaj przepisy są jasne - nie podlega opodatkowaniu podatkiem dochodowym działalność, która jest zakazana prawem, np. łapownictwo, paserstwo, handel narkotykami. Z przepisów wynika, że w toku postępowania sąd wyliczy, ile delikwent zamieszany w aferę będzie musiał zwrócić. To sąd wskaże podmiot, na konto którego pieniądze powinny zostać przelane. Sędziowie, obserwatorzy czy działacze zamieszani w aferę, nawet jeśli przyznają się do przyjęcia w formie łapówki określonych sum, muszą pamiętać o jednym: nie opłaca się zaniżać tych kwot, bo i tak mają marne szanse na uniknięcie rozliczenia się z państwem co do złotówki. Już po wydaniu prawomocnego wyroku i wpłaceniu zasądzonej kwoty, ich majątkom może przyjrzeć się bowiem Urząd Kontroli Skarbowej, ostrzega "Gazeta Krakowska". Wtedy będzie już mógł skorzystać z przepisu o 75-procentowym podatku od nieujawnionych dochodów.
Źródło: "Gazeta Krakowska"